poniedziałek, 22 października 2012

Czym jest MIŁOŚĆ


Kochani, wybaczcie długość tego tekstu. Jest to część zajęć opisana w skryptach seminaryjnych mego autorstwa.  Jest to materiał do doświadczania, najlepiej pod okiem osoby doświadczonej w pracy z energiami, jednak czas jest taki, że w razie konieczności i Mistrzowie Światła pomogą każdemu zorganizować wszelką pomoc...
A więc obiecany tekst...






Na czysto fizycznym, ludzkim, poziomie, pojęcie to jest niesamowicie rozdrobnione. Wspomnę tylko o miłości małżeńskiej, macierzyńskiej, do ojczyzny.... i jeszcze więcej ego - wyliczanek. Takie rozdzielenie na różne pojęcia utrudnia zrozumienie czym jest Miłość.
A Miłość jest jedna i wszystko przygarnia, łączy w jednię. Może wydać się skrajnym paradoksem to, co teraz powiem, jednak jest to prawda. Ta sama MIŁOŚĆ wypełnia zarówno oprawcę, jak i jego ofiarę Nie ocenia do jakich doświadczeń wykorzysta ją dana istota. Jak to możliwe? Możecie w oburzeniu pytać. Jest to możliwe, bo Miłość wykracza poza ludzkie doświadczenie i rozumienie tak, że istota prawdy tej energii umyka świadomości człowieka.
Nim rozpoczniemy dalsze rozważania o roli Miłości w życiu, poproszę Was o przygotowanie własnego ciała na odkrycie własnej prawdy.
W tym ćwiczeniu posłużymy się osobistym zasobem energii.



Rozpoczynamy medytację siedmiu serc.

- Wyczuj palcami środkowy punkt na dolnej linii klatki piersiowej (wyrostek mieczykowaty mostka).
Jest to pierwsza czakra serca zwana czakrą sumienia.
Odpręż się; pozwól oddechowi wniknąć głęboko i łagodnie w twoje ciało; obserwuj z poziomu spokojnej, cichej przestrzeni w głębi własnego wnętrza. Uwolnij umysł.
Bez lęku i gniewu otwórz swoją pamięć.
Oglądaj swoją energię i bardzo ostrożnie i uważnie masuj tę czakrę. Uważaj, bo może być mocno zraniona. Będąc mało delikatnym, możesz ją dodatkowo urazić.
Jest to ośrodek energetyczny sumienia; postrzeganie dobra i zła. Tu są zmagazynowane komunikaty, które słyszałeś najpierw od rodziców, a następnie od otoczenia : nauczycieli, przyjaciół, małżonków, krewnych. Oni to wespół z całą kulturą narzucili twojemu sercu wszystkie krytyczne osądy i wymagania, którym starasz się całe życie sprostać.
Zapytaj jakie „trzeba”, „powinienem” , „muszę” zostały złożone w twojej czakrze sumienia?
W miarę jak na powierzchnię twojej świadomości wypływają kolejne osądy, obserwuj jakie uczucia wywołują w tobie, które z nich pomaga ci, a które przeszkadzają w odprężeniu się, nawiązaniu relacji z ludźmi, w cieszeniu się sobą i swoim życiem?
Które z tych opinii możesz wyeliminować? Które powinieneś przestrzegać jeszcze sumienniej?
Dbaj o czysty, harmonijny przepływ energii w tym miejscu.
Zbyt otwarta czakra sumienia, to przytłaczające poczucie winy, postawa obronna, racjonalizowanie. Natomiast zablokowana, to brak świadomości winy, niewrażliwość.

- Teraz skieruj uwagę na miejsce tuż powyżej. Jest to druga czakra serca – przywiązania i niezależności.
Masuj ją. Poczuj przepływ energii; oceń jej jakość i rozpoznaj uczucia, idee i inne treści wydobywane przez tę czakrę z głębi twojego umysłu.
Funkcją tej czakry jest utrzymywanie równowagi na płaszczyźnie związków międzyludzkich. Odnosi się do przywiązania do ludzi, rzeczy, idei. Często gromadzi się tu ciężka, niebezpieczna energia, związana szczególnie z relacjami międzyludzkimi. Pamiętaj, że jeśli kogoś kochasz, nie możesz jednocześnie go posiadać, manipulować nim i kontrolować.
Zapytaj samego siebie, czego potrzebujesz, za czym tęsknisz, co kochasz lub posiadasz. Może są to rzeczy materialne – don, samochód, ubranie, jakieś stare cacko przechowywane z czułością. Jakie znaczenie ma dla ciebie przywiązanie do tych rzeczy? Być może jesteś przywiązany do ludzi, idei, stylu życia? Jaki jest wpływ tego przyzwyczajenia na jakość twojego życia? Czy obiekty owego przywiązania uwalniają cię od czegoś, czy raczej wiążą? Czujesz się z nimi dobrze, czy może niepokoją cię? Do czego tak naprawdę chciałbyś się przywiązać, a co chciałbyś rozwiązać w swoim życiu? Czy możesz wyobrazić siebie przekraczającego więzy tych czułych przywiązań? Kochającego w sposób odpowiedzialny, a zarazem nie ograniczającego wolności kochanej osoby!
Zbyt otwarta skutkuje uzależnieniem od osób i ideałów. Zablokowana – odrzucenie bliskości, zamknięte serce.

- Otwórz trzecią czakrę, woli życia – główną czakrę serca  usytuowaną na wysokości sutek.
Poczuj potężny strumień energii płynący z tej silnej, przeszywającej czakry miłości. Poczuj radość, otwartość, ciekawość życia i ekscytację przyszłością. Pozwól tej energii rozlać się i ogarnąć nowe doświadczenia, nauki, lekcje; przymilaj się do siebie; przesiewaj swoje życiowe doświadczenia, oddzielając ziarna prawdy od plew pozorów, aby cierpliwie doskonalić swoją miłość, wiedzę i rozumienie. Pozwól sobie po prostu doświadczyć tego, kim jesteś.
Ta czakra miłości i woli życia jest źródłem siły, która popycha nas do chwytania życia, cieszenia się nim , uczenia się i używania życia w procesie rozwoju, do odkrywania swoich boskich korzeni i powrotu do oceanu miłości, którym jest  energia boga.
Gdy jest zbyt otwarta, powoduje impulsywność, nieostrożność. Zablokowana – lęk przed życiem, słabą wolę.

- Teraz przenieś uwagę wyżej, jest to czwarta czakra serca – zemsty i przebaczenia.
Odczuj jej energię, zmiany jakim podlega oraz odprężenie, kiedy pozwalasz jej swobodnie płynąć.
Przebaczenie przynosi niewyobrażalne błogosławieństwo obu stronom – przebaczającej i tej, której winy zostają przebaczone. Żądza zemsty jest mieczem obosiecznym; zawziętość i niezdolność odpuszczania prowadzą do gwałtownej i potężnej żądzy zranienia drugiej osoby, co uniemożliwia nam swobodne przeżywanie miłości do kogokolwiek.
Sprawdź, czy znajdujesz tu jakieś stare, głęboko skrywane żale? Jakie ciężary możesz zrzucić z serca? Komu i co powinieneś wybaczyć?
Oddychaj głęboko i spokojnie. Zobacz oczami umysłu twarz osoby, z którą miałeś najwięcej problemów w całym życiu (niezależnie czy ona żyje, czy nie). Przypomnij sobie jej głos. Co najbardziej irytującego osoba ta zrobiła? Czy kochałeś ją? Czy ta miłość trwa nadal? Cofnij się swoich wspomnieniach do czasu, gdy po raz pierwszy pojawiły się trudności w relacji z tą osobą. Czy miałeś kiedykolwiek ochotę ją uderzyć? Może nawet zabić? Czy nasuwa ci się jakaś szczególnie irytująca cecha tej osoby? Czy miałeś  może wrażenie, że istniała między wami inna relacja od tej, jaka łączy was w obecnym życiu?
Cokolwiek to było, wybacz sobie wszystko, co kiedykolwiek jej powiedziałeś i co jej zrobiłeś. Przez trzydzieści sekund powtarzaj wciąż od nowa :”przebaczam sobie, cokolwiek uczyniłem tej osobie”. Z kolei proś boga, aby wybaczył tobie wszystkie twoje myśli i uczucia wobec tej osoby oraz wszystko co jej powiedziałeś i co jej zrobiłeś. Proś przez pół minuty o boskie wybaczenie.
Teraz po cichu, jedynie w myślach, przebacz tej osobie wszystko, co ci powiedziała i co zrobiła – poszczególne słowa, poszczególne czyny. Przebacz jej do końca. Wystarczy na to pół minuty. A teraz przez pół minuty módl się za tę osobę; wysyłaj jej miłość i błogosławieństwo – nawet jeśli pali cię to do żywego – módl się za nią.
Następnie odpręż się i uśmiechnij. Poczuj energię ze słodkiego miejsca przebaczenia w twoim sercu.
Dbaj o harmonijny przepływ energii w tej czakrze. Zbyt otwarta daje przesadną wyrozumiałość, akceptację, nawet gdy oznacza ona krzywdę lub zranienie. Z kolei zablokowana – mściwość, wytykanie błędów, wymuszanie na innych wielkości lub osiągnięć.

- W kolejności piąta czakra, to współczucia. Masuj ją koncentrując na niej uwagę. Otwórz ją i poczuj wypływające z jej wnętrza współczucie. Po prostu współczuj; ogarnij tym uczuciem wszystkich, nikogo nie wyłączając, każdego kto przewinął się przez twoje życie. Współczuj znajomym, rodzinie, bliskim  przyjaciołom, a wreszcie sobie samemu. Płyń razem ze słodyczą współczucia, pozwalaj sobie kosztować jak smakuje współczucie.
Następnie całą energię tego uczucia skup na sobie; pozwól jej obmywać swoje niefortunne wypowiedzi, słabostki, wybuchy złości, wstydliwe nawyki. Uśmiechnij się do tej błądzącej, osobliwej i lśniącej cudownością istoty, którą jesteś.
Jeśli masz w pełni rozwiniętą czakrę współczucia, inni będą się otwierać przed tobą jak kwiaty. Będą ci opowiadać o swoich problemach, podłączając się do ciebie jak emocjonalne odkurzacze. To może być wyczerpujące, a jak już się zdarzy – wyobraź sobie, że odłączasz tę energię od swojego serca i podłączasz ją z powrotem do pępka albo serca osoby, która się do ciebie podłączyła.
Współczucie, zrównoważenie i wola życia, to efekt harmonijnej pracy tej czakry. Zbyt otwarta oznacza nadskakiwanie ludziom. Zablokowana – twarde serce.

- Teraz zajmij się szóstą czakrą serca, otwierającą umysł na wyższe duchowe energie. Masuj miejsce poniżej spojenia kości obojczyka, uformowanego w kształt małej podkówki. Wypowiedz słowa modlitwy z głębi tego miejsca. Jak się czujesz wychodząc naprzeciw swoim boskim korzeniom? Niechaj modlitwa stanie się dziękczynieniem za początek nowego życia, wzlotem ducha ku wyższemu powołaniu. Ukształtuj spokojnie swoje życzenie przezwyciężenia niewoli wewnętrznych nakazów i zakazów, zerwania sieci przyzwyczajeń, okiełznania wybujałych roszczeń ego, ukrytych żalów i wybuchów złości. Celebruj to, napełniaj światłością czystych intencji, aż wreszcie pozwól ulecieć ku bogu.
Dbaj o płynny przepływ tej czakry, bo zbyt otwarta przejawia tendencje do postrzegania wszystkiego wyłącznie w perspektywie duchowej i ignorowania ludzkiego wymiaru życia (przykra jest tendencja takiej osoby do głoszenia pseudo duchowych komunałów i nie zważać na ranienie innych). W przypadku zablokowania tej czakry człowiek dostrzega wyłącznie ludzki wymiar życia, ignorując duchowość, niesie niepokój i całkowite odrzucenie wyższych poziomów duchowych.

- Na koniec skieruj uwagę na zagłębienie u podstawy gardła, nad szczytem mostka. Tu wiruje siódma czakra serca, czakra służby. Skoncentruj się na pełnym otwarciu tego centrum, na rozszerzeniu go, na oddychaniu przebijającym łagodnie wszelkie zatory, blokady, zastygłe uczucia, które często lokują się w tym delikatnym obszarze. Obserwuj do jakich rodzajów służby masz w tym momencie swobodny dostęp. Co jesteś w stanie ofiarować życiu? Jakie uczucia wywołuje w tobie energia służby? Obserwuj, doświadczaj, odczuwaj to całą swoją istotą. Teraz zapytaj, jakie nowe wymiary służby zaczynają się w tobie otwierać. Zapytaj, co najcenniejszego mógłbyś ofiarować.
Ukształtuj w sobie intencję: „Chcę pełnić Twoją wolę”, skieruj ją do Ducha, ofiaruj siebie na ołtarzu służby deklarując z głębi serca „Chcę pełnić Twoją wolę”.


Mieliście doświadczenie rozmiarów i czystości przestrzeni waszego serca. 

Teraz już wiecie, że źródło Miłości jest w każdym z nas, tylko nasze schorzałe emocje i wypaczone pojęcia często sprawiają, że źródło to jest zasypane lub ma zmąconą wodę.
Przy oczyszczaniu serca warto prosić o pomoc Anioła Miłości. Nie wolno ci żądać od niego zbyt wiele. Może on tylko przemienić tylko ten materiał, który mu zaofiarujesz. Jeżeli tłumisz i ukrywasz swoje agresywne emocje, nawet anioł nie może przeniknąć ich swoją Miłością – takie jest prawo wolnej woli. Dużo łatwiej jest zaprowadzić porządek i harmonię, gdy oddajesz Aniołowi (Duchowi?) wszystko, co jest w tobie. Uwierz, ze wszystko w tobie, nawet lęk, wściekłość, złość, złość, zazdrość czy rozczarowanie, może zostać przemienione przez Miłość. Anioł Miłości nie jest żadną pobożną polewą cukrową, którą można wszystko pokryć, chce ci tylko pomóc. Niczego ci nie zabrania, nie wymaga, żebyś nie czuł się urażony czy wściekły. Chce tylko byś pozwoli mu prześwietlić wszystko, co przeżywasz. Wtedy zobaczysz swoje konflikty w innym świetle. One tak po prostu nie znikną, nie zawsze nastąpią szybkie i gładkie rozwiązania. Miłość kocha także prawdę. Kochać, to nie znaczy mieć od razu uczucia pełne miłości. Ważne jest byś mógł zobaczyć w nowym świetle ludzi wokół siebie, a także siebie samego. Żebyś potrafił odkryć to, co najlepsze w tobie i innych, wtedy będziesz mógł lepiej obchodzić się z ludźmi i z sobą.
Istnienie obdarzyło ciebie źródłem nigdy nie wysychającym źródłem miłości. Nie musisz stwarzać w sobie miłości, bo ONA już jest, bo nie jesteś w stanie tego uczynić.
Często medytuj nad tym czym jest Miłość w twoim życiu i jak się ma do wspaniałego wzorca z Hymnu O Miłości (1.Kor. 13)

... Miłość cierpliwa jest, dobra jest;
miłość nie zna zawiści,
nie przechwala się, pychą się nie unosi,
dobrych nie narusza obyczajów,
nie szuka własnej korzyści,
gniewem się nie unosi,
uraz nie pamięta.
Nie raduje się z nieprawości,
lecz cieszy się z triumfu prawdy.
Wszystko znosi w milczeniu, wszystkiemu wierzy,
zawsze jest ufna, wszystko przetrwa.
Miłość nigdy się nie kończy; ...



Czym jest UZDRAWIANIE

Uzdrawianie jest procesem. Ten proces, to poznanie i pokochanie siebie samego takim, jakim jestem. Niby proste, przecież mam jakąś tożsamość, tylko nie wiem, że to jest tożsamość sztuczna i zawężona do zlepku opinii świata zewnętrznego.
Życie nieustannie przynosi nam propozycje jakichś doświadczeń. Najczęściej wchodzimy w te doświadczenia, lub uciekamy od nich – w sposób schematyczny, nieświadomy. Efekt takich działań, to nakręcająca się spirala tych samych skutków. W wyniku nagromadzenia tych samych energii następują blokady i różne zaburzenia w przepływie energii w czakrach i nadi. Takie doświadczenia naruszają równowagę i harmonię naszych konstytucyjnych energii, a następnym etapem jest manifestacja „choroby” w ciele fizycznym. Większość ludzi dopiero w tym momencie zaczyna myśleć o własnym zdrowiu, szukać właściwych rozwiązań i mają dużą szansę na doświadczenie cudu uzdrawiania. Jednak jest jeszcze rzesza ludzi pokładająca nieuzasadnioną wiarę w „medycynę”, też szukają, tylko nie przyczyny choroby ale lepszych specjalistów, lekarstw czy zabiegów. Ci nie mają szansy doświadczyć cudu uzdrowienia, będą nieustannie poszukiwać i .... albo się przebudzą w prawdzie, albo nie zdążą.
Te uwagi mają za cel uświadomienie, że nie wszystkim ludziom można pomóc.
Negatywne myślenie jest w mniemaniu wielu nie widoczne. Jednak łatwo je rozpoznać po pierwszych symptomach zaburzeń : niezadowolenie, rozdrażnienie, brak radości, i wiele innych odczuć ostrzegawczych –  nauczyliśmy się ignorować to. Nauczeni ignorowania i tłumienia własnych potrzeb w imię tzw. „świętego spokoju” potrafimy w nieskończoność dzielić schorzenia ciała i tłumaczyć logikę i zależność skutków. Jest to droga do donikąd.
Ciało samo z siebie nie może wyzdrowieć, bo nie może uczynić się chorym, nie potrzebuje uzdrowienia. To co ma wpływ na naturalny stan zdrowia, to umysł – z niego płyną impulsy, a ciało posłusznie wykonuje te zapotrzebowane zadania. Tak więc zdrowie lub choroba ciała zależą wyłącznie od tego, jak umysł je postrzega i od celu, w jakim umysł chciałby się nim posłużyć.
Tak więc warto rozpatrzyć sentencję „ jestem tym, jak myślę”. Życie społeczne jest nasączone zaślepieniem we wszechmoc i wszechwiedzę nauki. Inną formą zaślepienia jest rozpanoszona wiara w bardzo ograniczonego i nieżyczliwego ludziom i życiu boga. Ludzie zaślepieni patrzą na świat z obrzydzeniem, jako na twór „szatański” i zapominają, że jest to twór boga. A przecież sposób widzenia świata nie zależy od naszych władz poznawczych (tą oddaliśmy zaślepieniu) lecz od uprzedzeń. Uprzedzenia decydują nie tylko o tym co postrzegamy, one decydują również o tym jak żyjemy.
Choroba jest wynikiem koncentracji umysłu na błędnym, pełnym żalów, pretensji i innych niskich uczuć. Pierwotne przyczyny tkwią w umyśle chorego i w jakiś sposób leżą w jego interesie, np. ma rentę, zainteresowanie bliskich lub inne głaski.
Ludzie, którzy korzystają z własnej wiedzy dla siebie, zyskują więcej, niż ci, którzy tylko zapamiętują wiadomości. Może świadomie działać i korzystać z informacji intuicyjnych. To, co sobie przypomina, uświadamia i odczuwa, stosuje jednocześnie w swoim życiu. Ci, którzy dotarli do mądrości w środku siebie, prawdziwie pomagają innym.
Kiedy wewnętrznym zrozumieniem przyjmujesz wyzwalające informacje, czy to z książek czy wykładów, odczuwasz radość i potężny przypływ wewnętrznej energii. Te informacje były już wcześniej w twojej intuicji, wewnętrznej mądrości, przeczuwałeś je. Do pełnej przebudowy trzeba wiedzy, doświadczenia i zaufania. To właśnie dzięki pozytywnym doświadczeniom wiara i ufność przeradzają się w pewność. Taka przebudowa  wymaga uwolnienia i odblokowania starych, zalegających zbędnie energii, które nam od dawana mało, że nie służą, to jeszcze utrudniają życie. Ten proces często jest na początku niemiły lub nawet bolesny. Jest to niewielka cena za pełny powrót do naturalnego zdrowia – o tym należy pamiętać.
Wszelka niesprawność na poziomie bioenergii i fizycznym jest dokończeniem łańcucha przyczyn i skutków, które mają swe źródło w negatywnych wyobrażeniach.
Lao Tsy powiedział „Mądry człowiek dostrzega każde skrzywienie, dlatego choroba go omija”. Zawsze, gdy zapomnisz o sobie, o miłości czy doskonałości – pojawia się informacja w ciele. Większość ludzi oburza się, gdy mówię, że sam zafundował sobie chorobę. Zrozumienie przychodzi trochę później gdy dowie się jaki związek ma choroba z życiem codziennym.
Nieustanne niezaspokojenie potrzeb fizjologicznych, energetycznych, emocjonalnych, uczuciowych, drastyczne nieliczenie się z nimi rodzi wielkie poczucie winy wobec siebie za to, że nie zostały zaspokojone. To wywołuje reakcję: oskarżanie i karanie siebie i swojego ciała, ograniczanie sobie przepływu energii życia- miłości przez ciało, zakazywanie sobie satysfakcjonujących przeżyć emocjonalnych. Oto są treści podświadomości, jej wyobrażenia. Nie wierzycie, to uważnie obserwujcie tzw. człowieka pracy i jego mechanizmy decyzyjne.
Kluczem do samouzdrowienia jest samoakceptacja, pokochanie siebie i radykalne wybaczenie sobie całej przeszłości.
Wiedza o duchowej , energetycznej i uczuciowej naturze człowieka jest niezbędna do pełnego zaakceptowania naturalnych procesów życia, do podniesienia jakości każdej chwili teraz. Trzeba sobie uświadomić, że istota ludzka doświadczająca życia w ciele ma ograniczone, i to bardzo, pole postrzegania i widzenia rzeczywistości.
Cykliczność wszystkich naturalnych procesów przejawia się również w ciele. W tej chwili, gdy rozmawiamy, w każdym z nas umiera miliony komórek i miliony nowych rodzi się na ich miejsce. Komórki odchodzące przekazują dla rodzących się pamięć tego czego chcemy czyli naszych intencji. Obserwując stan swego aktualnego bytu można rozpoznać jakie intencje są w naszej podświadomości.
A intencje to coś więcej niż myśl. Na intencję składa się cały system wyobrażeń, myśli, emocji i każdy z elementów nadaje jej siłę.Ludzie ze zwykłej niewiedzy boją się prawdy o sobie samym. Widzą w sobie coś, jakąś emocję czy myśl, i ze strachu zamykają oczy, wypierają się tego czegoś. Ocenili, że jest to „be”, głęboko schowali...... i co? A no nic, to dalej w nich jest, tle tylko, że teraz rządzi z podświadomości i trochę bardziej złośliwie, bo nic i nikt nie lubi być krytykowany. Nie pomoże oszukiwanie siebie i innych, to coś wychodzi jak „królik z kapelusza” w najmniej oczekiwanym momencie.
Jedyną drogą jest przyznanie się do posiadania tego czegoś w swoim wnętrzu, mówienie o nim prawdy, a obdarzenie tego miłością, to całkowite uwolnienie od kłopotu. Wtedy przekaz komórkowy odchodzących komórek już tej uzdrowionej sprawy nie obejmuje.
Przeciętny człowiek postrzega świat, dokonuje oceny w oparciu o którą decyduje i ... dziwi się, że jego życie wygląda jak karuzela. Co jest tego przyczyną ? Jest ich wiele. Zasadniczą sprawą jest uświadomienie sobie, że nasz obecny mózg jest rozszczepiony na dwie półkule : racjonalną i intuicyjną, przy czym obie rywalizują ze sobą. Tak rozszczepiony mózg nie jest zdolny prawidłowo ocenić. Ja w swoim życiu powierzyłam ocenę wyższemu duchowi, Jam Jest Obecności i dzięki temu skutecznie mogę odczyniać błędy przeszłości. Jest to proces i nadal przychodzą do mnie trudne i bolesne doświadczenia z tym, że moja świadomość się zmieniła i z całą pewnością wiem, iż wszystko co mnie spotyka jest dla mojego najwyższego dobra.
Świadomość, że dysponuję w świecie dualnym, mózgiem rozszczepionym jest bardzo ważna.
Innym ważnym zagadnieniem jest wcześniej wspomniana intencja. Trzeba być świadomym, że moje intencje w większości są nieuświadomione. Otwiera się zagadnienie związane z oczyszczeniem podświadomości, dotarcie do schematów rodzinnych i dokonanie zmian w przekonaniach zbędnych, starych, utrudniających życie. Już jako płód przyjmujemy, chłoniemy jak gąbka wszystkie nakazy i zakazy, co wypada a co nie, przyswajamy sobie role jakie wyznaczyła nam rodzina i społeczeństwo. W procesie wychowawczym ta indoktrynacja niby dla naszego dobra natęża się. Wielu z nas całe życie gra obce role w teatrze ludzi o których zapomniał, że istnieli.
Tak więc trzeba podkreślić rolę osoby w procesie uzdrawiania, inaczej mówiąc przywracania harmonii lub odczyniania przeszłości.
Zawsze proces uzdrawiania zaczynamy od siebie samych !!!
Wszystkie techniki i cała wiedza, jaką przekazujemy w tym kursie ,ma na celu pomóc każdemu uczestnikowi na sobie wypróbować jak odzyskać harmonię w samym sobie i w relacji ze światem zewnętrznym.
Trzeba pamiętać, że skutecznie mogę pomóc innej osobie tyko wtedy, gdy sama jestem harmonijna i moje nadwyżki, czy braki zostały zrównoważone.
W przeciwnym wypadku ofiarowuję drugiemu własne poplątanie i chaos, to nie jest uzdrawianie – nikomu nie pomagam, a sobie szkodzę bardzo gdyż otrzymuję w nagrodę tylko to co dałam i to zwielokrotnione.


D W A    S P O S O BY na życie


Są tylko dwa sposoby na to jak żyć, jak istnieć i jak poznawać :

  • jeden pełen wysiłku, woli, ego;


  • drugi bez wysiłku, bez walki – przez zgodę na ten świat.


Całe społeczeństwa wraz z ich religiami uczą pierwszego sposobu. Uczą walczyć z naturą, walczyć ze światem, walczyć z własnym ciałem, walczyć z własnym umysłem, walczyć .... ze wszystkimi o wszystko. Jakie są efekty tej walki ?
Pragnienie siły, ta ścieżka ego, te walki i wojny ponoszą sromotną porażkę. Przez miliony lat zaledwie garstce ludzi udało się doświadczyć boskości życia. Do niedawna nauka o zaniechaniu walki i życiu w miłości była przekazywana w tajemnicy bezpośrednio od nauczyciela do ucznia. Dopiero w progu nowej ery – Wodnika – wiedza ta staje się powszechna, choć jest nadal zwalczana i wyśmiewana przez liczne grono ignorantów.
My uczymy drugiej drogi : nie idź przeciwko prądowi życia, lecz podążaj z nim. Gdy człowiek próbuje iść w górę rzeki, walcząc z nurtem, bardzo szybko się męczy i nie może dotrzeć donikąd. Rzeka jest ogromna, a ty jesteś drobinką.  W tym ogromie istnienia jesteś mniejszy od atomu. Jak mógłbyś podjąć walkę przeciwko całości?  Już sam pomysł trąci niepoczytalnością. Jesteś przez tę całość stworzony – jakże mogłaby całość ta być twoim wrogiem? Natura jest twoją matką, nie może być przeciw tobie. Twoje ciało jest podstawą twojego życia ziemskiego, nie może być ci przeciwne. Służy ci pomimo, że ciągle z nim walczysz. Pozostając w sprzeczności z naturą, nigdy nie będziesz pełnią siebie i nigdy zdrowy. Zawsze będziesz podzielony, będziesz czuł się źle i będziesz potrzebował duchownego, lekarza, guru itd.
Twój problem polega zwykle na tym, że nie możesz zajrzeć w głąb siebie i zorientować się o co chodzi. Czy jesteś w rozpaczy, w cierpieniu, pełen obaw, pełen udręki; czy może tracisz coś w życiu, czy nie widzisz nigdzie żadnej wartości – po prostu skłaniasz się coraz bardziej w kierunku śmierci. Czujesz się winny i szukasz pomocy.
Metody opierające się na walce nie wiodą donikąd. Po prostu psują radość życia i zatruwają wszystko, czym mógłbyś się cieszyć w tym życiu. Stworzyły smutną ludzkość i ułudną wiarę w leprze życie po śmierci.
A przecież życie to dar Boga, nie ma być odrzucane, lecz przeżywane całą pełnią. Poznawaj wszechogarniające prawa natury i stosuj jej sposoby we własnym życiu.
Każde doświadczenie dane jest, byś mógł się sprawdzić i poszerzyć świadomość. Od ciebie zależy czy będziesz się zapierać, walczyć i przegrywać – czy też położysz się na fali życia w pełnym zaufaniu, ze wszystko jest dla twojego najwyższego dobra. To zaufanie Istnieniu, to przekonanie, że dokądkolwiek wiedzie, doprowadzi cię do właściwej ścieżki, do właściwego celu. Uwierz naturze, że dokądkolwiek cię poprowadzi, tam jest twoje miejsce.
Jeśli cała ludzkość nauczyłaby się raczej odprężać niż walczyć, odpuszczać raczej niż dokonywać mozolnych wysiłków – nastąpiłyby ogromne jakościowo zmiany w świadomości. Zrelaksowani ludzie, poruszający się powoli, wraz z biegiem rzeki, nie mający swych własnych celów, nie mający ego ...
Ego potrzebuje wysiłku – musisz coś robić, nie ważne co i dla czego. Ego jest aktywne, a unosząc się, stajesz się nieaktywny. Będziesz zaskoczony, jak dzięki brakowi aktywności, twoje lęki i nieszczęścia zaczynają odchodzić, a ty ... stajesz się zadowolony z wszystkiego, co przynosi ci Źródło.
Naucz się płynąć z prądem, a nie będziesz czuł się zraniony ani winny. Nie walcz przeciwko swojemu ciału, naturze ani czemukolwiek innemu, abyś był pogodny, czuł się wszędzie jak w domu, był spokojny i opanowany.
Pozwoli ci to stać się uważniejszym, bardziej otwartym, bardziej świadomym. Doprowadzi cię do oceanu najwyższego przebudzenia jakim jest wyzwolenie.

Demaskowanie „złych” nawyków

Tak naprawdę nawyki nie są ani dobre, ani złe. To nasze emocje oparte na przekonaniach i ocenie zabarwia nawyki.
Człowiek jest istotą nawyków, przy czym niektóre z nich są zabawne, inne irytujące, a jeszcze inne utrudniają życie.
Aby uzyskać wgląd, jak to przejawia się we mnie, trzeba poświęcić trochę uwagi na własne nawyki.
Warto zwrócić uwagę, jak reagujemy z pozycji ofiary (oddajemy władzę innym), z pozycji kata (odmawiamy innym prawa bycia sobą, brak tolerancji), w jaki sposób utrwalamy stan braku : zdrowia, pieniędzy, zrozumienia itp. Itd.
Suficki mistrz zakonu, Pir Vilayat Khan w praktyce idealnego JA zwraca uwagę:

„ Nie ma żadnych ograniczeń twojego ja,
Jedynie te, które sam sobie przypiszesz.
Twoja zdolność pojmowania jest nieograniczona,
Chyba, że próbujesz zrozumieć umysłem.
Twoje światło jest nieograniczone,
Z wyjątkiem mrocznych cieni twojego ego na niebie, które zwiemy ja.
Potrząśnij swoją duszą !  Obudź ją z drzemki !
Nadszedł czas aby obudzić twoje boskie ja.”

Rozwój twojego życia podlega twoim myślom. Praktyka skupienia może udoskonalić twoje postępowanie, sposób bycia i jakość twojego życia. Spróbuj wykonać kilkakrotnie poniższe ćwiczenie.
Umieść przed sobą idealne wyobrażenie siebie jako ucieleśnienie wszystkich boskich atrybutów postrzeganych jako twoje prawdziwe ja. Twórz tą wizję realnie jak tylko to możliwe, wyobraź sobie atmosferę, wyraz twojej twarzy, wibracje, magnetyzm twojego serca, świetlistość, wspaniałość twojego ja, inteligencję, miłość, radość. Uwzględnij również obecność swoich uczuć w tym wyobrażeniu.
W swoim codziennym życiu dokonaj przeglądu tego obrazu pozwalając, aby wyłaniające się przymioty stawały się mocniejsze, oraz uświadamiając sobie prawdziwe piękno i boskie dziedzictwo, które jest w tobie.

Tak więc przez mentalną zmianę negatywnego nawykowego wizerunku, przechodzimy do wyższego poziomu, do prawdy na ten moment.

Innym zagadnieniem są nawyki słowne, które decydują o jakości komunikacji z innymi.

TWOJE   MYŚLI   I   SŁOWA
budują twoje życie


Wszyscy ludzie stanowią dla siebie wzajemnie, swoiste lustro, w którym obserwujemy jak inni ludzie postrzegają i reagują na nasze pole.
Świat, który widzisz, jest tym, co mu dałeś, niczym więcej. Choć nie jest niczym więcej, nie jest też niczym mniej. Z tego powodu jest dla ciebie ważny. Potępienie jest osądem nad samym sobą i właśnie to będziesz projektował na świat. Świat jaki widzisz ukazuje ci jedynie ile radości pozwoliłeś sobie ujrzeć w samym sobie i przyjąć jako swoją.
Nie jest możliwe, by dziecko boga – jakim jesteś- było po protu biernie kierowane przez zjawiska zewnętrzne. Twoja moc postanowienia – uświadomiona, bądź nie- decyduje o każdej sytuacji, która wydaje się być zbiegiem okoliczności lub przypadkiem. Żaden przypadek ani zbieg okoliczności nie jest możliwy w stworzonym przez Istnienie wszechświecie, na zewnątrz którego nie ma niczego. Świat, który widzisz jest jedynie bezczynnym świadkiem tego, co wytworzyłeś sam i miałeś rację. Ten świadek jest niepoczytalny.
Uznaj tylko, że się myliłeś, a znikną wszystkie skutki twoich pomyłek. Nie oszukuj się dłużej, że jesteś bezradny w obliczu tego, co jest ci czynione. Powiedz szczerze i bezwarunkowo :

Jestem odpowiedzialny za to, co widzę.
To ja wybieram uczucia, których doświadczam,
i decyduję o celu, który chcę osiągnąć.
I to ja proszę o wszystko, co zdaje się mnie
spotykać, oraz otrzymuję to o co prosiłem.

Przekaż swej Wyższej Istocie – Jam Jest, Duchowi Św. - prośbę o odczynienie błędów przeszłości i raduj się wolnością. Zrozum i rozpoznaj, że wytworzyłeś świat, który widzisz; jak i to rozpoznaj, że sam siebie nie stworzyłeś. Wszystko inne jest pomyłką. Jeśli wierzysz błędnie, że jesteś oddzielony od całości, to wiedz, że wszystko co zdaje się znajdować między tobą a innymi istotami, oddzielając was od siebie, wytworzyłeś sam w tajemnicy.


Każdy człowiek chce być zauważony, słyszany i akceptowany takim, jaki jest, bez wstępnych założeń, ocen i oczekiwań. Przez nawyk szufladkowania, oceniania i zakładania, co druga osoba myśli – pozbawiamy się możliwości autentycznego komunikowania się, czyli relacja JA – TY.
Istoty ludzkie nawet w bardzo trudnej sytuacji będą się lepiej rozwijać i brać kawałek odpowiedzialności za swoje życie, kiedy będą bardziej świadome swoich myśli, uczuć, sprzeczności i pragnień. Tylko wtedy mogą czuć się odpowiedzialne i znajdować rozwiązania i dokonywać wyborów.
Kiedy z pełnym szacunkiem, zrozumieniem , akceptacją i uczuciem zwracam się do drugiej osoby – ta osoba czuje się wartościowa.  Jesteśmy przyzwyczajeni do kontaktów z drugą osobą, gdzie skupieni jesteśmy na świecie własnych pojęć, co często prowadzi do niezrozumienia i manipulacji, czyli całkowicie zaburzonej relacji.
Autentyczne komunikowanie polega na jasnym i czytelnym przekazie werbalnym tego co tu i teraz odczuwam. Odczucie jest kluczowe, nie to co widzę czy myślę, np. „ gdy słucham ciebie, nie wiem dlaczego, mam wrażenie, że się duszę”. Taka komunikacja może bezkonfliktowo dotyczyć nawet takich emocji jak : irytacja, gniew i inne tzw. trudne. Warto zadbać o to, by komunikować się otwarcie, bez manipulacji, wtedy każdy czuje się dobrze, w odróżnieniu komunikacja z barierami może budzić nawet agresję.
Przedstawię kilka uwag odnośnie często używanych słów w swej istocie budujących bariery, najczęściej bez udziału naszej świadomości.

Słowa, których warto unikać to :
musisz – warto zamienić na chcę
powinnam – warto zamienić na chcę, mogę
wiesz, rozumiesz – typowy „wcisk” zakładający, że druga osoba ma obowiązek znać mój świat pojęć.

I tak to jest Kochani.
Hania sansai

Niewolnictwo








Wczoraj oglądałam piękny film : http://www.youtube.com/watch?v=sGSMwqUs3zk&feature=bf_next&list=HL1350891366

Główny bohater Conan jako barbarzyńca posiadał własną moralność. Wysoko cenił wolność. W jednej ze scen uwalnia niewolników, traktowanych okrutnie i ...okazuje się, że ci uwolnieni nie są wcale zadowoleni.
Zarzucają Conana pytaniami, co mają teraz robić? kto się nimi zaopiekuje? Są totalnie bezradni.... zadumałam się nad tym a myśli poszybowały przez temat wolności.
Przez wszystkie wieki temat niewolnictwa był taki sam, zmieniał się tylko scenariusz i dekoracja sceny, a najważniejsze to dziś też w większości jesteśmy niewolnikami !!!

Posłuchajcie nas samych jak pięknie tłumaczymy, że :

  • podatki trzeba płacić (?)
  • rządy muszą być (?)
  • wojsko i aparat ucisku są konieczne (?)
  • wyzysk bankowy to nie tylko konieczność ale i potrzeba (?)
  • ....
  • można wymieniać w nieskończoność

Te wszystkie tłumaczenia, to nic innego jak mentalność niewolnika.  Gdy narody mają właśnie taką mentalność, to czy nam się podoba, czy nie stanowią społeczność niewolników. Nie ma znaczenia czy nazwiemy to demokracją, tyranią czy komuną - społeczność ma mentalność niewolników i w każdym systemie będzie kierowana przez "panów", którzy się nią "opiekują" w imię fałszywego "bezpieczeństwa".
Przyznaję, bardzo niewygodna prawda.
Przeciwieństwem niewolnictwa jest wolność. Więc do zmiany systemu potrzebna jest świadomość wolności.
Już słyszę, jak jest mi zarzucana anarchia przez ludzi mylących samowolę z wolnością ... więc dla

uspokojenia opiszę co uważam za wolność.

Otóż wolność jest stanem, gdzie podejmuje się odpowiedzialne decyzje w stosunku do tego co nam przynosi życie.

 Odpowiedzialność, to świadomość, że tak decyzja jak i jej skutki należą do mnie jako jednostki. Więc niezbędne jest uruchomienie i oczyszczenie własnego sumienia, bo właśnie ono jest strażnikiem właściwych decyzji.
To właśnie sumienie bezbłędnie pokazuje człowiekowi w jaki sposób używać energii by uzyskać najwyższe wspólne dobro. Jednak przez okno sumienia niewiele zobaczymy, gdy będzie zabetonowane brudem strych przekonań, dogmatów, tradycji i czego tam jeszcze...

Może zobrazuję to przykładem - komary; chyba nikt ich specjalnie nie lubi, tym bardziej, że nadobne panie komarzyce do rozmnażania potrzebują krwi.
Tak się składa, że mieszkam wśród jezior i mniejszych zbiorników wodnych, a komary uwielbiły mnie boleśnie gryźć ... non stop czułam się przez nie zagrożona. Więc w obronie, na wszelki wypadek tłukłam każdego komara, nie bacząc czy mnie zaatakował, czy nie. W ten typowy dla człowieka sposób reagowałam dość długo ... aż przyszło zrozumienie. Komary w sumie są potrzebne, choćby z uwagi na łańcuch pokarmowy i do tego same sobie nie wymyśliły, by rozmnażać się właśnie w taki sposób.
No więc co mam robić? To pytanie było bardzo ważne... moje obudzone sumienie podpowiedziało mi, że atakiem można odpowiedzieć tylko na atak, więc jak mnie komar zaatakuję wtedy mogę go utłuc, jednak gdy pierwsza przystępuję do ataku staję się agresorem. Przyznaję, że trochę to trwało nim zrozumiałam różnicę między atakiem i odpowiedzią na atak.
W wyniku zmiany podejścia, od lat przestałam atakować komary a efekt jest taki, że bardzo rzadko jestem przez nie atakowana no i nie jestem pogryziona boleśnie.

Specjalnie opisałam tą moją przygodę z komarami, bo można ją przyłożyć do wielu sytuacji w życiu. Jakże często i nagminnie dwie osoby "omawiają" sprawy trzeciej, nieobecnej. Jest to nazwane plotką, a jednak większość to uznaje i nawet bierze udział w tej nieetycznej grze... to jest źródło większości konfliktów, które wcześnie czy później wracają do swego właściciela.

Myślę, ze te przykłady nieco przybliżyły czym jest prawdziwa wolność.
Trzeba zrozumieć, że wszystko w całym Wszechświecie jest w doskonałym porządku i posługując się swym zdrowym sumieniem decydować czy odpowiemy na atak, czy nie oraz przyjąć konsekwencje wyborów jako własne przyczyny wcześniejszych skutków.
Innym tematem jest oczyszczanie swego sumienia ale o tym już pisałam we wcześniejszych artykułach.
Jedną z praktyk jaką się posługuję dokładnie opisaną przekażę w kolejnym artykule będącym częścią uwag do seminariów jakie na życzenie organizuję.

Namaste kochani.
Hania


niedziela, 21 października 2012

Co o sobie wiemy?






Większość z nas własną opinię o drugim człowieku opiera na słowach jakie ten wypowiada.
Tak więc mówiąc każdy z nas maluje jakiś swój obraz... jest to tak oczywiste, że nie zwracamy na to uwagi ... co takiego się dzieje, że artysta malując obraz dobiera barwy, a człowiek mówiąc uważa, że słowa nie mają znaczenia?
Myślę, że to zwykła niewiedza, uśpiona świadomość, ignorancja... Nie jest wstydem czegoś nie wiedzieć, natomiast nie chcieć się uczyć... to już inna sprawa.

W październiku 2009 roku edytowałam artykuł : http://homoseparatus.blogspot.com/2009/10/czowiek-i-jego-sowa.html.

W tym artykule opisałam jak dźwięk łączy się tworząc energetyczną matrycę naszego tworzenia.
Od czasu napisania tego artykułu minęło wiele lat, jednak przekonanie że słowa mają marginalne znaczenie nadal króluje.

Wielkimi krokami zbliżamy się do końca roku, w którym przechodzimy na "nowy" sposób tworzenia. Wyobraźmy sobie, co będziemy tworzyć przy starych przekonaniach???

Czy się z tym zgadzamy, czy nie Prawo działa.

Każda myśl przyciąga do nas plazmę, słowo odciska kształt, emocja zagęszcza i jak dodamy cokolwiek z działania, to mamy manifestację.

Jeśli chcemy sprawdzić jak dźwięk wpływa na ciało, proponuję małe ćwiczenie:
weź głęboki, przeponowy wdech i na wydechu intonuj alikwoty tak, by struny głosowe drżały... intonuj po kolei samogłoski:

 AAAAAAA, EEEEEEEE, IIIIIII, OOOOOOO, UUUUUUU. YYYYYY.
,

Celowo nie będę opisywać co się dzieje w ciele, bo tego mamy doświadczyć....
To ćwiczenie często wykonuję w samochodzie, na spacerze lub w domu... ono pomaga mi być w teraz.

Dlaczego o tym piszę? Otóż wszyscy jesteśmy zanurzeni w jednym Polu i czy tego chcemy, czy nie ... jesteśmy poddani jego działaniu.

Zauważyłam, że pomimo ciągłego skupienia na TERAZ, moje myśli jak rozbrykane szczeniaki gonią gdzie im się podoba. Mam szczęście, gdy natychmiast reaguję i zmieniam tor myśli. Jednak jeszcze zbyt często przytrafia mi się zahamować galop myśli po jakimś czasie... gdy ogary poszły już w las... Tym sposobem to co pamiętam mogę naprawić... jednak to co mi umknęło muszę doświadczyć...

Jestem przekonana, że większość z nas ma podobnie, bo gdyby było inaczej to Pole by uległo zmianie.

Świadomość to dziwna sprawa... mam odwagę przyznać się do błędów, mam odwagę odpowiedzialnie reagować na to, co przynosi mi życie.

Dlaczego o tym piszę? no bo nazbyt często ludzie twierdzący, że są świadomi jakoś dziwnie mówią... wypierają się niewygodnych energii...  i utwierdzają pewne trudne wzorce przykładowo twierdzą:  we mnie już nie ma strachu... i podobne bzdety.

Już tyle wiemy o tym jak pracuje nasz umysł, o tym że wszystko jest energią i wiele więcej. Jednak co robimy z tą wiedzą skoro Pole jest ciągle zapchane trudnymi węzłami energii?

Można powiedzieć, że intelektualnie bleblamy cytując kogoś obcego czyjeś myśli miast je praktykować.

Kochani, obudźmy się !!! To już najwyższy czas. Na prawdę jest różnica między tym, że coś z naszego życia znika... a tym, że po prostu nie przyznajemy się, że ciągle to coś nas dotyczy.

Dziękuję wszystkim, którzy ten apel wezmą do serca i wspólnymi siłami poruszymy to Pole zabetonowane destrukcyjnymi energiami i zrobimy to dla naszego wspólnego dobra.

W miłości Serca.
Hania


czwartek, 18 października 2012

Błogosławieństwo


Błogosławieństwo
Wielu ludzi przechodzi jeszcze etap buntu... Nie ma w tym nic złego, tyle że jest mi szkoda ich zmarnowanej energii.
Obiecałam, że napiszę artykuł jak ja wyszłam z tego etapu choć nie wiem czy mi się uda zrobić to zrozumiale.
Zacznę może od tego, że zostaliśmy wzajemnie zaprogramowani ... stworzyliśmy sobie boga na nasz wzór i podobieństwo, a więc oddzielonego od nas. Do tego większość z nas nawet myśleć się boi, że jest potężna i ma moc stwórczą... I ten początek jest doskonałym momentem byśmy wzajemnie sobą manipulowali, zrzucając winę na "innych", nie ważne czy to na sąsiada, współmałżonka czy też na Reptirian i rządy tajne... tak, czy tak ego się cieszy, samolubstwo rośnie i miota nami jak wiatr jesiennym liściem.

Kluczem jest  ODPOWIEDZIALNOŚĆ.

W innych artykułach pisałam już jak trudno było mi się przyznać do wielu cech inwolucyjnych...

Miałam takie doświadczenie....




... Kilka lat temu gdziekolwiek się nie ruszyłam, tam była jakaś wiadomość, że ktoś zabił małe dziecko... to mnie bardzo poruszało, emocje mnie rozsadzały. Wpadłam na pomysł, by nie włączać radio, aby nie słyszeć tych wiadomości... nie pomogło. Wiadomości mnie nadal zalewały aż w końcu zamknęłam się w domu, wszystko powyłączałam i zaczęłam dosłownie wykłócać się z bogiem ... ze sobą ... z Jeszuą... nawet nie wiem z kim... bunt tak był wielki, że walczyłam z całym światem.

Moim argumentem było, że ja nigdy nie zabiłam dziecka, więc nie ma we mnie winy. Logiczne, prawda?

A jednak odpowiedź mnie powaliła... to, że nigdy tego nie zrobiłam nie oznacza, że nie jestem do tego zdolna... emocje ponownie zagotowały się. Na tym przykładzie pokazano mi, że też mam ręce i też mogę dzieckiem walnąć o cokolwiek... różnica tkwi jedynie w dokonanych wyborach. Emocje się nieco uspokoiły, zaczęłam słuchać.
Dowiedziałam się, że mam możliwości takie same jak mordercy dzieci i to właśnie świadczy o mojej równości z nimi...
Ha ha ha, moje ego nadal było zbuntowane. Jednak dalsza część tej nauki, wprawdzie dopiero po wprowadzeniu w życie, jednak mnie odmieniła.
Okazało się, że moje emocje są jakby informacją, gdzie jest potrzebna moja energia do wprowadzenia harmonii.
Na gorąco rozpoczęłam błogosławić wszystkich morderców dzieci, prosząc by biorąc dziecko na ręce zapewniali mu bezpieczeństwo... Nieco uspokoiłam się i przy następnych wiadomościach na ten temat kierowałam swoją energię na błogosławieństwo... Szczerze mówiąc nabierałam przekonania, że tak będzie w nieskończoność a jednak się myliłam.
To doświadczenie trwało kilka miesięcy, aż nabrałam nawyku i ... od lat nie słyszę już o mordach na dzieciach.... serio, nie twierdzę, że ich nie ma. Wiem, że w tym temacie swoją pracę wykonałam.

Jednak to doświadczenie, to był dopiero początek. Do dziś badam swoje emocje i zdarzenie, które je wywołuje traktuję podobnie.

Przestałam marnować swoją energię na pretensje. Owszem, zdarza się jeszcze, że trwa chwilę zanim się połapię ... nie jestem doskonała... jednak dość szybko się orientuję i wracam do błogosławieństwa, bo to działa.

Jak wiemy, Ziemia jest na końcówce wszystkich cykli i trzeba posprzątać plac zabaw.
Nieustannie zalewani jesteśmy wiadomościami o destrukcji...
Radium Solaris ... kosmiczna rasa z innej konstelacji, mówi tak:

" Nieharmonijne zachowania generujące przemoc, zamieszanie, lęki, niepokój, nieszczęścia, ból, urazy, podziały muszą zostać przetransmutowane w działaniach na rzecz dobra wszystkich współbraci, wszystkich stworzeń i innych form życia istniejących na planecie..."
Niech więc nie dziwi fakt, że nasze emocje mogą być poruszone... praca jest ogromna, a świadomych pracowników niewielu.

Kochani, życzę nam by wystarczyło nam odwagi i siły błogosławić każdą destrukcję i transmutować w Piękno i Harmonie dla naszego wspólnego dobra.


Hania

Cytat pochodzi z książki: Radium Solaris Most kosmicznego światła autora Ramaathis - Mam.

wtorek, 16 października 2012

Przyjaciele


Przyjaciele

Architekci z konstelacji Perseusza, przekazali, że wszelkie cierpienie jest lekarstwem na choroby Ducha.

Mój duch musiał być poważnie chory, bo większość doświadczeń ziemskich w moim długim życiu mogę przyrównać do zażywania chininy ... wydawało mi się chwilami, że nie dam rady. I właśnie w takich chwilach pojawiała się pomoc.

W tym artykule opiszę moich przyjaciół, którzy wiele lat pomagali mi przetrwać i zrozumieć najtrudniejsze momenty jakie sobie stworzyłam. Ponieważ doświadczenia ziemskie były nazbyt intymne, więc oszczędzę opisu tych doświadczeń a skupię się na pomocy jaką otrzymywałam.

Kiedy opuściły mnie Istoty o wyglądzie przypominającym motyle, czułam się bardzo osamotniona. W moim otoczeniu nie było kogoś, kto by pocieszył czy przytulił, ot tak z czystej bezinteresownej miłości... sami twardzi nauczyciele... ech myślałam, że już tylko poduszka będzie przyjmować moje łzy i narzekania....

Aż tu nagle, w środku dnia stanął przede mną jegomość nie z tego świata, choć całkiem realny, mogłam go dotknąć nie tylko zobaczyć. W zdumieniu przyglądałam mu się. Był mego wzrostu, dość "okrągły", miał głowę smoka i pulchne wszystkie kończyny. Jego skóra miała kolor omszałej zieleni, którą okrywał zabawny strój na wzór staromodny a na głowie miał czapkę z daszkiem. W sumie niesamowicie przyjacielski i taki uśmiechnięty każdą komórką.
Przytulił mnie swymi grubymi łapkami i powiedział, że jest moim dziadkiem i już nie może dłużej spokojnie patrzyć na moje życie, bo serce mu pęka. Zalała mnie fala ciepła, spokoju i takiej miłości, że  prawie tonęłam we łzach wzruszenia. Powiedział, że mam go wzywać za każdym razem, gdy tylko uznam to za potrzebne.

Pierwsza wizyta trwała tylko moment, jednak ten moment dał mi siłę do dalszego życia.
Z Dziadkiem widywałam się bardzo często. Z czasem, jak się przystosowałam energetycznie, zabierał mnie do siebie.
Pierwszy raz znalazłam się na Jego terenie, kiedy to przygniotło mnie ogromnie trudne doświadczenie ... wyglądało jakbym była sama jedyna na tym świecie pełnym zła... wtedy zabrał mnie w podróż.
Znalazłam się na pięknej łące porastającej zbocze góry. Sam widok zapierał dech w piersiach i to czyste krystalicznie powietrze... i zapachy, aromaty nie znane na Ziemi.
U boku Dziadka pojawiła się niesamowita Smoczyca. W odróżnieniu do ciemnozielonego Dziadka, cała była biała, bardziej smukła i taka pełna miłości, spokoju... przytuliła mnie i powiedziała, że jest partnerką dziadka i bardzo chce bym poczuła ponownie radość (zgubiłam tą radość i myślałam, że na zawsze).

Oboje mnie objęli i poprowadzili w dół zbocza, skręciliśmy za skałą i moim oczom ukazał się rozkoszny widok... na łące baraszkowało bardzo dużo małych smoczątek, lekko popchnęli mnie w ich kierunku i powiedzieli, bym dobrze bawiła się z rodzeństwem.
Dorosłe smoki obserwowały całą zabawę i nie ingerowały. Jak sięgam pamięcią, na Ziemi nigdy nie bawiłam się tak radośnie i zapamiętale... jednak przyszedł czas powrotu.
Nie bardzo chciałam powracać, jednak Dziadek powiedział, że tak trzeba i jeszcze, że mam zadanie nie zakończone, jednak nie powiedział jakie to zadanie. Natomiast poprosił bym po powrocie przywoływała radość, przykładowo na spacerach. Powiedział, że mam otwierać usta i wydawać dźwięk, aż rozpoznam w nim to doświadczenie, które właśnie opuszczałam.
Długo to trwało nim udało mi się poczuć ponownie to uczucie radości...

Innym razem Dziadek i Biała Smoczyca pokazali mi swoją jaskinię pełną wewnętrznego światła i przeogromnych kryształów w najróżniejszych kolorach. Często bywałam w tym domu moich przyjaciół. Jednak moja ostatnia wizyta wyciska nawet w tej chwili fontannę łez.

Mniej więcej sześć lat temu, w 2006 roku pojawił się Dziadek, był bardzo zamyślony i poprosił bym odwiedziła jego jaskinię. Na miejscu byliśmy prawie natychmiast. Długo mnie przytulał... nawet teraz gdy piszę te słowa wstrząsa mną płacz... wiedziałam, że coś wisi w powietrzu, jednak nie wiedziałam co, a Dziadek tym razem był bardzo milczący.

Po chwili poprosił bym zbliżyła się do kryształów. Przede mną ukazało się siedem kryształów wyrzeźbionych w niesamowicie piękne trony. Poprosił bym siadała na tronie na jego znak i w kolejności jaką mi wskaże.
Pierwszy  tron był z przezroczystego wyraźnie czerwonego, a jednak jasnego czerwonego kryształu.... siadłam... było to wygodne siedzisko i czułam się tak bezpiecznie. Po chwili Dziadek pokazał mi następny. tym razem koloru przezroczystej moreli tron... Kolejny miał kolor jak słońce... następny jak nieoszlifowany szafir... tak przesiadałam się jeszcze na niebieski... ciemno granatowy (indygo) i ostatni był tak eterycznie delikatny kolor... ni to biały, ni to jasno fiołkowy...

Gdy zeszłam z ostatniego tronu, Dziadek patrząc mi głęboko w oczy powiedział, że musi zniknąć na jakiś czas z mojego życia, bo ma bardzo pilne sprawy... nie mogę go na razie wzywać... on sam jak już będzie mógł przyjdzie do mnie...
Widząc moją rozpacz powiedział, że jestem teraz już przygotowana i mam robić to co jest właściwe... mam iść wśród ludzi i być im przyjacielem. Mam tulić płaczących, uśmiechać się do smutnych i robić to co moje serce powie.
Wiśta wio, łatwo powiedzieć... a ja bałam się ludzi tylko potrafiłam ten strach ukryć ... Dziadek jednak wiedział o tym i powiedział, że otrzymałam wszystko, co mi będzie potrzebne... jeśli uznam że potrzebuję więcej pomocy, mogę przyjść do tej jaskini sama i powtórzyć to doświadczenie...
 Miałam jeszcze miliony pytań i chyba liczyłam, że tak zatrzymam Dziadka.... jednak On rozmył się przed mymi oczami...

Pozwólcie, że na tym skończę, bo fala wzruszeń mnie zalewa a chcę edytować ten tekst jak obiecałam jednak przeszkadza mi morze łez, więc wybaczcie... jak będę gotowa napiszę więcej.

Tak jak obiecałam, płaczących przytulam, smutnych obdarzam uśmiechem... łączę własną radość i miłość z Twoją...
Hania









poniedziałek, 15 października 2012

Moment jak wieczność


Moment jak wieczność




Przyszedł czas, gdy mogę już mówić otwarcie, więc w tym artykule podzielę się kolejnym momentem z mego życia, który mimo upływu czasu pozostaje wciąż świeży i żywy we mnie.

Moi rodzice przeszli gehennę drugiej wojny światowej i po wyzwoleniu postanowili się oddzielić od kościoła ... nie tyle od tego czegoś większego, nie od tradycji rodzinnych... tylko od instytucji. Więc kiedy się urodziłam jako ich trzecie dziecko, postanowili, że jako jedyne z rodzeństwa nie będę ochrzczona... To miało dla mnie wiele implikacji, jednak ten artykuł jest nie o tym.

Tak więc nie miałam kontaktu z religią instytucjonalną, miałam też niewielu przyjaciół wśród rówieśników, bo dla nich byłam odszczepieńcem... takie były początki mojej drogi w dorosłe życie.


Od najmłodszych lat byłam mocno zżyta z przyrodą... godzinami spędzałam czas z ptakami, ślimakami i innymi braćmi mniejszymi.... zresztą to zostało mi do dziś.

Zdarzenie o którym jest ten artykuł miało miejsce około pół wieku temu. Uczęszczałam już do liceum... miałam nie więcej niż siedemnaście lat.

Pewnego dnia, szłam jak codziennie do szkoły. Mieszkam w małym i malowniczym miasteczku. Przechodziłam właśnie przez niewielką rzeczkę, obok starego i pięknego budynku, w którym do dziś znajduje się bank. Tak więc po prawej i lewej stronie miałam zieleń skweru, a na wprost właśnie ten budynek banku, natomiast w głębi, w tle był budynek mojej szkoły. Moje plecy ogrzewało wrześniowe słońce, a w sercu czułam dziwną tęsknotę choć nie wiedziałam za czym tak mocno tęsknię....
Jakiś impuls nakazał mi podnieść głowę i zobaczyłam ... To co zobaczyłam trudno jest oddać słowami nawet poety, więc wybaczcie mi, że ułomnie to opiszę.

Nad budynkiem banku unosił się złoty, błyszczący słonecznie pojazd podobny do tych z rycin o rydwanach. Wszystko było złote, łącznie z przepięknymi i ogromnymi rumakami.
W pojeździe była tylko jedna postać .... osoba bardzo wysoka. Miała ponad trzy metry wzrostu a może nawet więcej, biło z niej piękno, doskonałość i coś jakby dostojeństwo. A jednak ta postać była bardzo przystępna i mimo majestatu w dziwny sposób bardzo bliska. Serce młodej dziewczyny gwałtownie zabiło. Pomyślałam, że jest to mężczyzna, którego pokochałam... usłyszałam Jego piękny, dźwięczny głos : Chcesz przejechać się ze mną?

Natychmiast znalazłam się w tym rydwanie obok Niego. Powiedział mi ze śmiechem, że nie jest ani mężczyzną ani kobietą ... dopiero po latach dowiedziałam się, że taką postać mają istoty z innych wymiarów. 
W tym momencie byłam tak zachwycona i zafascynowana, że z wrażenia nawet nie pamiętałam imienia jakie mi wymienił... nie pamiętam gdzie byłam ani co robiłam a nawet jak długo trwało to doświadczenie.... Byłam SZCZĘŚCIEM...
W pewnym momencie pomyślałam, że pewnie już rozpoczęły się lekcje, jednak dla mnie to już nie miało żadnego znaczenia... Jednak Istota zatrzymała pojazd nad budynkiem mojej szkoły a ja posłusznie znalazłam się przed drzwiami wejściowymi. Było mi bardzo smutno i źle, że mam wracać do tego świata nieprzyjaznego. 
Usłyszałam tylko: tak trzeba. Gdy pojazd znikał usłyszałam jeszcze, że będzie przy mnie i kiedyś ponownie się spotkamy ... i ten jego kojący, perlisty śmiech wypełnił moje obolałe serce jak balsamem.

Do szkoły weszłam zdziwiona, że nikt nic nie widział, wszyscy spieszyli się do klas tak jakby się nic nie stało... a ja byłam odmieniona.
Pierwszą osobą jaką spotkałam była moja polonistka, która zauważyła że coś mi się przytrafiło... tak kobieta długo była mi nie tylko nauczycielem ale i również przyjacielem.
Opowiedziałam jej co mi się przytrafiło... wysłuchała w skupieniu i szacunku. Jednak poprosiła bym nikomu o tym nie opowiadała, bo ludzie jeszcze nie są gotowi usłyszeć.

W mojej głowie powstała myśl, że ta Istota, to pewnie to COŚ, bóg... chciałam koniecznie dowiedzieć się więcej. Moja polonistka, kochana kobieta, pomagała mi więcej niż tamte warunki pozwalały, poznać odległą starożytność... mitologię... a nawet kontynuację tych "mitów" w obecnym życiu. Za jej namową przeczytałam cały Stary Testament, wiele sutr i Wedy... szukałam tej ukochanej Istoty jednak nie znalazłam jej tam, gzie jej wówczas nie było...

Ziemskie doświadczenia toczyły się swoim rytmem, a moje poszukiwania swoim... Mijały lata, zmieniały się koleje mego losu.... aż teraz mogę dzielić się swymi wspomnieniami... 
Właśnie to jest jednym z wielu.

Pozdrawiam wszystkich czytających, życząc im również spotkania ze swoją Istotą.

 Hania


wtorek, 9 października 2012

I tak to jest









W tym artykule opowiem o pewnym przełomie, który ma wiele wspólnego z obecnym teraz.
Pod koniec ubiegłego wieku w mim życiu następowały gwałtowne zmiany i nawet wtedy mówiłam , że świat mój się wali... ha ha ha nawet nie wiedziałam, że to dopiero początek. Życie mnie przygniatało, więc zaczęłam szukać rozwiązań. Nie było to proste, bo wiedza na temat duchowości była jeszcze prawie niedostępna, jednak jakimiś kanałami koleżanka znalazła mistrza Rei Ki i zdecydowałam się na inicjacje.
Po pierwszym stopniu byłyśmy zachwycone nowymi możliwościami i bardzo często robiłyśmy sobie na wzajem zabiegi. Do mego życia wkroczyła magia.
Na początku pojawiły się przepiękne Istoty o skrzydłach jak u motyli, bajecznie kolorowe. Mnie prowadziły zielona i niebieska... Zaczęła się moja nauka, którą dzieliłam się z koleżanką. Świat, który mi pokazały był tak fantastycznie piękny, że z trudem wracałam do swojej rzeczywistości. Po prostu bajka nieco podobna do przedstawionej w filmie Awatar.
Tuż przed inicjacją drugiego stopnia, Ula robiła mi zabieg. Położyłam się wygodnie, zamknęłam oczy i od razu pojawiły się obie Istoty, roześmiane zachęciły mnie do podróży.
W miarę jak pędziliśmy z niebywałą prędkością znikały miejsce, w którym byłam... cała Ziemia zamieniła się w piękną błękitną kulę... mijaliśmy gwiazdy.... miałam wrażenie, że cała podróż odbywa się jak jazda windą. Po jakimś czasie z ciemni kosmosu wyłoniła się inna planeta. Nawet nie zdążyłam dokładnie jej się przyjrzeć bo nagle wylądowaliśmy przed dziwnym i ciekawym obiektem. Było to coś na wzór wielkiego budynku o kulistych kształtach i całkowicie zrobiony jakby z przezroczystego diamentu. Miałam wrażenie, że świeci i przekonanie, że jest przezroczysty choć z zewnątrz nie było widać co jest w środku.
                                         Krętą ścieżką Istoty poprowadziły mnie w stronę budynku. Bardzo wysokie drzwi same się otworzyły i weszliśmy do środka.


Było to dziwne i ogromne pomieszczenie całkowicie zalane światłem, choć nie zobaczyłam źródła tego światła. Na środku tej sali było coś na podobieństwo łóżka operacyjnego... trudno to opisać znanymi słowami. Moi opiekunowie poprosili, bym się położyła na tym łożu. Gdy już leżałam, zobaczyłam że u góry, pod sufitem jest coś na wzór oszklonej antresoli całkowicie wypełnionej różnej maści i kształtu Istotami. Czasem można zobaczyć coś takiego na ziemi, gdy studenci medycyny obserwują operację...trochę poczułam się nieswojo, zrodziła się wątpliwość jednak sprawy potoczyły się szybko.
Do sali wszedł dość niski i szczupły człowieczek o wyglądzie szalonego naukowca... był ubrany w marynarkę, koszulkę sportową i zwykle spodnie. Przykuły mą uwagę jego włosy dość jasne kręcone, z regularną łysiną na ciemieniu... często drapał się po tym miejscu. Dość szybko chodził wkoło stołu na którym leżałam a moi przewodnicy coś mu tłumaczyli. Rozmawiali bardzo śpiewnym językiem, którego nigdy nie słyszałam.
Po chwili usłyszałam, jak ten profesorek mówi: tak schrzanionego człowieka jeszcze nie miałem.
To mnie poruszyło, chciałam coś wyjaśnić... zaprotestować, jednak uciszył mnie wzrokiem.

Właściwie to mnie nie uciszył tylko spojrzał na sam środek kopuły, skąd zaczęła spływać... no właśnie, nie mam słów, więc opiszę jak to skojarzyłam. Było to pasmo jakby tęczy z dodatkowymi kolorami... razem naliczyłam tych kolorów trzynaście. Płynęły miękko, w regularnych odstępach  skręcając się jak sploty sznura.
Gdy obserwowałam to zjawisko, usłyszałam wyraz DNA (wtedy niewiele wiedziałam co to jest) i zrozumiałam, że teraz będę już kompletnym człowiekiem... następnie wszystko zniknęło i prawie natychmiast znalazłam się w moim ciele. Jeszcze moi eteryczni przyjaciele uściskali mnie, następnie oddali głęboki ukłon i nim zdążyłam się im ukłonić zniknęli...
Otwarłam oczy i ze zdumieniem stwierdziłam, że jest już ciemno... spytałam jak długo trwał zabieg. Byłam przekonana, że na maksa pół godziny... Okazało się, że minęło prawie pięć godzin !!!
Po tej podróży moi eteryczni przyjaciele już się nie pojawili... było mi smutno bez ich towarzystwa. Nawet namalowałam ich postacie w nadziei, że się pojawią... niestety te Istoty już się nie pojawiły.
Zrobiłam drugi stopień Rei Ki... następnie mój mistrz stwierdził, ze tylko po znakach dodatkowych mogę otrzymać pierwszy znak mistrzowski, poddałam się presji... i tu nastąpił zwrot na mojej drodze. Nastąpiła dłuższa przerwa, bo aż trzy letnia... ale to już temat na kolejny artykuł.


Pozdrawiam Świetliście i Radośnie
Hania