poniedziałek, 15 października 2012

Moment jak wieczność


Moment jak wieczność




Przyszedł czas, gdy mogę już mówić otwarcie, więc w tym artykule podzielę się kolejnym momentem z mego życia, który mimo upływu czasu pozostaje wciąż świeży i żywy we mnie.

Moi rodzice przeszli gehennę drugiej wojny światowej i po wyzwoleniu postanowili się oddzielić od kościoła ... nie tyle od tego czegoś większego, nie od tradycji rodzinnych... tylko od instytucji. Więc kiedy się urodziłam jako ich trzecie dziecko, postanowili, że jako jedyne z rodzeństwa nie będę ochrzczona... To miało dla mnie wiele implikacji, jednak ten artykuł jest nie o tym.

Tak więc nie miałam kontaktu z religią instytucjonalną, miałam też niewielu przyjaciół wśród rówieśników, bo dla nich byłam odszczepieńcem... takie były początki mojej drogi w dorosłe życie.


Od najmłodszych lat byłam mocno zżyta z przyrodą... godzinami spędzałam czas z ptakami, ślimakami i innymi braćmi mniejszymi.... zresztą to zostało mi do dziś.

Zdarzenie o którym jest ten artykuł miało miejsce około pół wieku temu. Uczęszczałam już do liceum... miałam nie więcej niż siedemnaście lat.

Pewnego dnia, szłam jak codziennie do szkoły. Mieszkam w małym i malowniczym miasteczku. Przechodziłam właśnie przez niewielką rzeczkę, obok starego i pięknego budynku, w którym do dziś znajduje się bank. Tak więc po prawej i lewej stronie miałam zieleń skweru, a na wprost właśnie ten budynek banku, natomiast w głębi, w tle był budynek mojej szkoły. Moje plecy ogrzewało wrześniowe słońce, a w sercu czułam dziwną tęsknotę choć nie wiedziałam za czym tak mocno tęsknię....
Jakiś impuls nakazał mi podnieść głowę i zobaczyłam ... To co zobaczyłam trudno jest oddać słowami nawet poety, więc wybaczcie mi, że ułomnie to opiszę.

Nad budynkiem banku unosił się złoty, błyszczący słonecznie pojazd podobny do tych z rycin o rydwanach. Wszystko było złote, łącznie z przepięknymi i ogromnymi rumakami.
W pojeździe była tylko jedna postać .... osoba bardzo wysoka. Miała ponad trzy metry wzrostu a może nawet więcej, biło z niej piękno, doskonałość i coś jakby dostojeństwo. A jednak ta postać była bardzo przystępna i mimo majestatu w dziwny sposób bardzo bliska. Serce młodej dziewczyny gwałtownie zabiło. Pomyślałam, że jest to mężczyzna, którego pokochałam... usłyszałam Jego piękny, dźwięczny głos : Chcesz przejechać się ze mną?

Natychmiast znalazłam się w tym rydwanie obok Niego. Powiedział mi ze śmiechem, że nie jest ani mężczyzną ani kobietą ... dopiero po latach dowiedziałam się, że taką postać mają istoty z innych wymiarów. 
W tym momencie byłam tak zachwycona i zafascynowana, że z wrażenia nawet nie pamiętałam imienia jakie mi wymienił... nie pamiętam gdzie byłam ani co robiłam a nawet jak długo trwało to doświadczenie.... Byłam SZCZĘŚCIEM...
W pewnym momencie pomyślałam, że pewnie już rozpoczęły się lekcje, jednak dla mnie to już nie miało żadnego znaczenia... Jednak Istota zatrzymała pojazd nad budynkiem mojej szkoły a ja posłusznie znalazłam się przed drzwiami wejściowymi. Było mi bardzo smutno i źle, że mam wracać do tego świata nieprzyjaznego. 
Usłyszałam tylko: tak trzeba. Gdy pojazd znikał usłyszałam jeszcze, że będzie przy mnie i kiedyś ponownie się spotkamy ... i ten jego kojący, perlisty śmiech wypełnił moje obolałe serce jak balsamem.

Do szkoły weszłam zdziwiona, że nikt nic nie widział, wszyscy spieszyli się do klas tak jakby się nic nie stało... a ja byłam odmieniona.
Pierwszą osobą jaką spotkałam była moja polonistka, która zauważyła że coś mi się przytrafiło... tak kobieta długo była mi nie tylko nauczycielem ale i również przyjacielem.
Opowiedziałam jej co mi się przytrafiło... wysłuchała w skupieniu i szacunku. Jednak poprosiła bym nikomu o tym nie opowiadała, bo ludzie jeszcze nie są gotowi usłyszeć.

W mojej głowie powstała myśl, że ta Istota, to pewnie to COŚ, bóg... chciałam koniecznie dowiedzieć się więcej. Moja polonistka, kochana kobieta, pomagała mi więcej niż tamte warunki pozwalały, poznać odległą starożytność... mitologię... a nawet kontynuację tych "mitów" w obecnym życiu. Za jej namową przeczytałam cały Stary Testament, wiele sutr i Wedy... szukałam tej ukochanej Istoty jednak nie znalazłam jej tam, gzie jej wówczas nie było...

Ziemskie doświadczenia toczyły się swoim rytmem, a moje poszukiwania swoim... Mijały lata, zmieniały się koleje mego losu.... aż teraz mogę dzielić się swymi wspomnieniami... 
Właśnie to jest jednym z wielu.

Pozdrawiam wszystkich czytających, życząc im również spotkania ze swoją Istotą.

 Hania


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz