czwartek, 31 grudnia 2009

Pragnę czy chcę. Potrzebuję czy chcę


Możesz wszystko i wszystko jest możliwe ... musisz tylko bardzo chcieć. Więc pragniesz ... mocno pragniesz, medytujesz, wizualizujesz i .... i nic.
Dlaczego tak się dzieje?
Gdybyś tylko pozwolił sobie na odczucie tego, co zepchnąłeś do podświadomości, do cienia, z powodu przekonań ... że trzeba być cacy, że dziewczynki są grzeczne, że chłopcy nie płaczą i takie tam inne ... doszedł byś do wniosku, że twoje pragnienie czyli pożądanie – nie potrzeba – napięcie z tym związane, oczekiwania, poczucie niekompletności i jeszcze wiele innych spraw, które „zamiotłeś po dywan” ... to one właśnie ciebie blokowały.
Nie zawsze zmaterializujesz to, co chcesz i nie zawsze chcesz to, co jest dla ciebie dobre na ten moment.
Czy na prawdę potrzebujesz teraz określonego samochodu?
Tak, mogę go chcieć i marzyć o nim. Co zmieni się gdy już go będę miała? Czy może będę lepszym człowiekiem? A może ma to zaświadczyć, że potrafię go zmaterializować, przez co mogę poczuć się lepiej?
Czy to jest rzeczywiście miarą duchowości? ... Czy miarą ego?

Wszystko, co jest mi potrzebne pojawia się w odpowiednim momencie. Rzeczywistość jest teraz taka a nie inna.
Załóżmy, że mam teraz 1000 zł i to zaspokaja moje podstawowe potrzeby całkowicie. Dlaczego miałabym czuć się z tym źle? Dlaczego miałabym czuć się niezadowolona, bo nie mam miliona złotych?
Mam ich teraz tyle – nie więcej. Może właśnie tyle ile mam jest dokładnie tą kwotą jaką potrzebuje?
Może właśnie to jest prosperity – czucie się dobrze z tym, co mam; poczucie dostatku i wdzięczności za życie i wszelkie jego przejawy i to niezależnie od okoliczności zewnętrznych.
Co mi po dostatku jeśli nie umiem się nim dzielić? Co mi po dostatku zewnętrznym jeśli w środku jest pustka, brak ?
Tak łatwo jest utracić orientację w pomieszaniu świadomości masowej.
Tak Łatwo jest zapomnieć KIM JESTEM i stawać się tak bardzo pochłoniętym w tym trzecim wymiarze, w fizycznym świecie. Wtedy udaję, że jest to wszystko – to jest bardzo materialne.
Zgodnie z prawem duchowym – Prawo Przyciągania – jestem magnesem, który przyciąga do mego życia wszystko by wesprzeć to, co wybrałam. Czy moje wybory są świadome, czy nie – nie ma znaczenia.
To Prawo Przyciągania działa na wielu płaszczyznach i nie muszę się martwić o małe rzeczy, małe potrzeby małego ja. Nie muszę uprawiać mentalnej gimnastyki by przyciągnąć ze swojej listy życzeń te, które staram się przyciągnąć.
Tak na prawdę Prawo Przyciągania dotyczy Duszy i Ducha. To przyciąganie potrzeb, pragnień, a najbardziej świadomości.
Świadomość – dusz – ma nieprzerwane pragnienie rozwoju, by czuć więcej, by wiedzieć więcej i tu nie chodzi o wiedzę intelektualną. Tu chodzi o świadomość wiedzy. Jestem kim Jestem. To są jej potrzeby. To są te rzeczy, które przyciągają inne rzeczy.
Kiedy wchodzę w świadomość, łączę się ze świadomością, łączę się z Duszą – wtedy zaczynam przyciągać inny typ energii do swego życia.
Nie ma potrzeby tym manipulować, „pracować z tym”.
Umysł jest nam w stanie dać każde poczucie i wyobrażenie. Ale nie ma ten nasz umysł takiej mocy, aby sprawić, że Wszechświat podeprze dowodami z zewnątrz tą zmianę, która w nas zaszła.
Czyli jeśli czujemy, że się zmieniliśmy, że jesteśmy zupełnie inni – a wciąż tkwimy w tych samych ramach zewnętrznych i nic się w naszym życiu nie zmieniło, to najprawdopodobniej oznacza, że nasz umysł wytworzył ułudę zmiany.
Nie trzeba wybierać słów i tego jak wyrazić to, co wybieram, by przyciągnąć to do siebie.
Kiedy prawdziwie zrozumiesz Prawo Przyciągania duszy czy świadomości, już nigdy nie będziesz musiał poszerzać swojej energii na te małe rzeczy małego ja.
One się po prostu pojawią.
To nie jest umysłowe ćwiczenie, to nie jest wizualizacja czy afirmowanie.
Poczuj ... odbierz zmysłami ... i wybierz to, co twoja dusza czy świadomość wybrała przyciągnąć.
I ciesz się tym co już posiadasz.
Warto o tym pomyśleć, szczególnie w świetle postanowień noworocznych.
I tak to jest. Życzę wszystkim czytającym dobrego rozeznania co jest potrzebą a co zachcianką i wiele piękna, harmonii oraz szczęścia.
Z mego serca do Twego
Hania

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Wybacz i ... zostaw wspomnienie


Wiele się mówi o przebaczeniu winowajcy i ... brak propozycji jak to zrobić.
Psychologia zostawia to kościołom, a kościoły... za pieniądze dają nawet odpust zupełny grzechów, co skutecznie pomaga krzywdzicielom a ofiary pozostawia same sobie, nawet chwaląc cierpienie, które je zatruwa.
Najczęściej spotykam się z postawą : no dobrze, jeśli to mnie uleczy - wybaczę, ale nigdy nie zapomnę.
To nie jest żadne wybaczenie, noszenie w sobie pamięci doznanych krzywd ZAWSZE obciąża pamiętliwą osobę i może nawet doprowadzić do komplikacji zdrowotnych.
Widzimy dziś ludzi zanurzonych w stanie ofiary, pielęgnujących traumatyczne wspomnienia, wciąż dokarmiających doznane krzywdy. Ci ludzie nawet nie są świadomi, że sami siebie krzywdzą. Karmią się cierpieniem, upokorzeniem, bólem i często chęcią zemsty.
Ten, który skrzywdził jest wolny i nawet nie wie co taka ofiara czuje, bo on już wymazał ze swoich wspomnień to doświadczenie.
Zobacz jak to jest z gwałtem. Gwałciciel jest przekonany, że zrobił swej ofierze dobrze - on nie cierpi. A ofiara ... nie raz całe życie niesie ze sobą traumę. Oddaj oprawcę sprawiedliwości na przykład sądowej i wybacz, dla własnego dobra zapomnij i żyj teraz i radośnie - jesteś tego wart.
Mówię do tych, którzy mozolnie tarmoszą w sobie trujące wspomnienia : kochani, nieświadomie, staliście się sami dla siebie katem !!!
Żyjecie w ustawicznej traumie, która truje tylko was samych i nieustannie wybucha na widok oprawcy. Zastanówcie się czy warto tracić bezcenną chwilę teraz na dokarmianie starych krzywd. Potraktuj te wspomnienia jak ból zęba - usuń to z siebie. Też boisz się bólu u dentysty, jednak po zabiegu szybko rany się goją a ból już nie wraca. Tylko tak widok krzywdziciela już nie będzie miał władzy nad wami. Bez prawdziwego wybaczenia, wyrwania z siebie tych trucizn, będziesz ciągle nieświadomym niewolnikiem tego krzywdziciela.
Wybaczenie jest procesem, który zaczyna się od wyrażenia złości, nigdy na początku - nie tłum więc swojej złości i pozwól jej wypłynąć.
Ten proces nie jest łatwy. Trzeba sobie pozwolić na konfrontację z doznaną krzywdą wywołaną przez drugą osobę. Jak ponownie wejdziesz w ten ból, pozwól sobie na wykrzyczenie lub opisanie tych emocji, bez cenzury, bez świadków. Warto do tego dodać ruch jak przykładowe rąbanie drzewa, szalony taniec, bieg .. lub cokolwiek podobnego.
Kiedy poczujesz, że już wszystko z ciebie uszło ... dopiero wtedy jest dobry moment na prawdziwe wybaczenie.
Ale to jeszcze nie koniec procesu. Teraz trzeba ponownie zobaczyć całą sytuację z nowym zrozumieniem. Trzeba zostawić "co on/a mi zrobił/a ...." i zrozumieć, że wszystko czego doświadczyłeś jest tylko twoim wyborem! Trudno uwierzyć jednak to prawda. Tak, tak - nikt z zewnątrz nie ma wpływu na twoje emocje, tylko Ty możesz je uruchomić lub nie. Zobacz, jeśli drugi człowiek mówi coś do mnie obelżywego, to świadczy tylko o tym człowieku. Dopiero jak przyjmę te słowa do siebie (zgadzam się lub zaprzeczam) - wtedy ruszają we mnie emocje.
Tak kochani, to jest trudny etap, na którym trzeba wziąć odpowiedzialność za własne życie, a większość z nas boi się tego i to bardzo.
Jak już przebrniemy ten trudny etap ... otwiera się przed nami inna perspektywa. Wtedy widzimy wyraźnie, widzimy jak bardzo sobie szkodziliśmy nosząc toksyczne wspomnienia, sami będąc dla siebie katem. To też trzeba sobie wybaczyć. A co z naszym krzywdzicielem? Zostawmy go swemu losowi, pewnie odgrywa własną rolę przed kolejną ofiarą ...
Już czas rozerwać ten zaklęty krąg, czas oddać energię "ofiary" i pozwolić jej powrócić do właściciela. Już czas by wolnym od kajdan wspomnień delektować się świeżością życia tu i teraz.
Warto włożyć w ten proces całą determinację by uzyskać uwolnienie ze szpon pamiętliwości. Mnie się udało, uda się również Tobie.
Jeśli będziesz miał kłopot z zastosowaniem tego procesu ... poszukaj kogoś komu się już udało i proś o pomoc. Bądź pewien - nadejdzie.
Wszystkim utrudzonym z całego serca życzę odwagi i determinacji potrzebnych do przejścia tego procesu i uwolnienia się z kajdan przeszłości i własnoręcznie trzymanych.

Z miłości mego serca do Twego
Hania

niedziela, 27 grudnia 2009

Ogrody Miłości czyli jak budowałam swoje życie


Ziemia jest miejscem metaforycznych ogrodów. Jak każdy ziemianin tworzę swój niepowtarzalny ogród.
Jestem istotą duchową, która doświadcza ludzkiego losu na Ziemi, a następnie wraca do Świata Ducha. Tak więc wiem kim jestem i dokąd wracam. Tym czego doświadczam i co mogę zmodyfikować jest sama droga.
Moje myśli, słowa i czyny materializują się, a ja doświadczam jak smakuje mi własne dzieło. Przyznaję, że w przeszłości nie znając tej prawdy, w swoim ogrodzie życia umieściłam wiele brzydkich niejadalnych roślin. Mało tego pozwoliłam, by obce, zewnętrzne idee zaśmieciły mój ogród fortyfikacjami brzydoty. Wiedzę o tym, jak tworzę swój świat zdobywałam stopniowo. Wiele lat temu postanowiłam metodą prób i błędów doświadczyć tej wiedzy.
Początek był taki jak u każdego człowieka, trzeba było wyjść z dżungli świadomości zbiorowej i odważyć się wejść w nieznany las osobistych poszukiwań. Gdy już byłam na skraju tego intelektualnego, metaforycznego lasu... zobaczyłam, że dalej są też metaforyczne ogrody. Zobaczyłam mój ogród... zaniedbany i chaotyczny. Zabrałam się za uporządkowanie mojego ogrodu.
Po latach pracy jest w nim wiele pięknych kwiatów tolerancji, zrozumienia dla odmienności oraz wiele drzew miłości. Z każdym dniem mój ogród pięknieje, ubywa w nim chwastów i szpetoty. Mając taki ogród droga, którą przebywam przez Ziemię jest coraz piękniejszym wrażeniem. Porównując mój ogród z przeszłości i obecny jestem zadowolona ze zmian. Każdy człowiek może dokonywać dowolnych zmian w swoim ogrodzie, choć nie wszyscy wiedzą jak to działa.

Ogród

Ogród jest stanem przebudzenia. Jak wspomniałam trzeba opuścić dżunglę świadomości zbiorowej i wejść w las wiedzy o tym jak funkcjonuje natura w zgodzie z Wielkimi Prawami.
Pierwszy stan to spanie, drugi to śnienie, trzeci to przebudzenie. Teraz człowiek jest świadomy, uważny, dzień się rozpoczął. Dla mnie był to moment gdy znalazłam Mistrza. Moment gdy książki, przewodnicy i nauczyciele stali się nieistotni.
Pierwszy nigdy nie jest gotowy spotkać się z prawdą, drugi jest zbyt gotowy i nie wie dokąd iść - pogubił wszystkie kierunki. Pierwszy nie padnie do stóp kogokolwiek innego niż własny ksiądz. Drugiemu każdy zdaje się być tym księdzem.
Trzeciego nie interesują już nauczyciele, nie jest studentem. Interesuje go osobisty kontakt, Mistrz - on chce stać się uczniem. Nie zajmuje się tym co Mistrz mówi, raczej interesuje się aurą, którą Mistrz tworzy wokół siebie. Nie interesują go Jego doktryny, Jego filozofia - interesuje go Jego istnienie.
Gdy zaczynasz interesować się istnieniem i gdy patrzysz wprost do najgłębszego rdzenia człowieka, gdy zaczynasz odczuwać obecność - dopiero wtedy możesz stać się uczniem. Nie szukasz filozoficznych odpowiedzi , istotne stało się dla ciebie pytanie : Kim Jestem?.
Pierwszy nie chce się uczyć, nie jest gotów uczyć się. Drugi jest gotów uczyć się zbyt wielu rzeczy sprzecznych, głupich, dobrych, złych - i popada w zamęt. Trzeci jest gotów oduczyć się, nie szuka już wiedzy. Mówi : szukam kogoś, kto dotarł i chcę być w intymnej relacji.
Relacja między nauczycielem i studentem nie jest osobista. Relacja między Mistrzem i uczniem jest osobista - jak romans. Trzeba odczuwać przebywanie w obecności Mistrza i obserwować, nie trzeba wnosić swojego umysłu. Trzeba odsunąć umysł na bok i patrzeć wprost - i czuć.
Znalezienie Mistrza - to znalezienie punktu, z którego Bóg jest najbliższy. To znalezienie drzwi najbliższych, za którymi jest Bóg. Ktoś dotarł ... jak się przekonać o tym? Musisz to czuć - myślenie nie pomoże, zaprowadzi cię na manowce. Musisz czuć, być cierpliwy, być w Jego obecności. Smakować Jego obecność i być nią odurzony.
Stopniowo wszystko stanie się jasne. Gdy twój umysł wygaśnie - wszystko stanie się jasne. On jest Mistrzem albo nie - będzie objawione. Jeśli jest, możesz zanurzyć się całkowicie. Jeśli nie - musisz ruszyć w drogę. W obu przypadkach dojdziesz do końca pewnego etapu.
Czasem czujesz, że to jest Mistrz, ale nie dla ciebie. Wtedy też musisz ruszyć w drogę, bo Mistrz może pomóc tylko wtedy, gdy obaj pasujecie do siebie. Gdy waszym przeznaczeniem jest bycie razem i bycie dla siebie. Na trzecim etapie - ogrodu - otwiera się totalnie inna perspektywa. Ważne jest pytanie : Kim Jestem?. Ale nie domagasz się odpowiedzi. Nie jesteś gotów przyjąć żadnej odpowiedzi z zewnątrz.
Mistrz nie da ci żadnej odpowiedzi - zniszczy tylko wszystkie twoje odpowiedzi. To właśnie i ja robię w tych artykułach. Zabieram ci wszystkie twoje odpowiedzi byś pozostał sam ze swoim pytaniem - czysty i dziewiczy.
Gdy pytanie pozostaje, a nie ma odpowiedzi z zewnątrz, zaczynasz zapadać się do wewnątrz siebie. To pytanie jak strzała przenika do samego źródła twego istnienia. Tam jest odpowiedź i to nie jest werbalna odpowiedź. Nie jest to teoria ale urzeczywistnienie. Eksplodujesz i po prostu wiesz. Nie jest to wiedza. Jest to doznanie egzystencjalne.

Gdy opuściłam las i zobaczyłam moje zaniedbane ogrody - poświęciłam dużo uwagi i cierpliwości na odbudowanie moich rajskich ogrodów. Delektowałam się efektami swojej pracy i napisałam o nich artykuły na stronie. W głębi serca wiedziałam, przeczuwałam, że jest jeszcze jeden etap.

Ogrody emocjonalne

Nauczona oceniania emocji jako wady i zalety trafiłam na kursy terapii metodą prof. Bacha.
Tam po raz pierwszy usłyszałam, że tak jak wszyscy ludzie NIE MAM WAD.
To było dla mnie mocne. Nie będę pisała ile razy boleśnie dowiadywałam się od innych o swoich "wadach", bo prawie wszyscy mamy za sobą takie doświadczenia. Postanowiłam sprawdzić czy w moim przypadku te odkrywcze słowa mają zastosowanie.
Na szczęście miałam już świadomość, że terapie naturalne nie działają jak "pstryczek elektryczek", więc wspomagałam swą cierpliwość. Po długim czasie miałam już za sobą wypróbowane wszystkie ekstrakty roślin i niestety traciłam cierpliwość. Jednak w stosownym czasie doznałam radości zrozumienia.
Wszystkie emocje są dobre - jest to dar Boga dla człowieka jako "materiał budowlany ogrodów miłości”. To jak postrzegam emocje i czy zbyt ich nie nadużywam - to już inna sprawa, choć temat ten sam. Zrozumiałam, że druga osoba to tylko aktor, nie ma wpływu na moje emocje.
To ja sama decyduję czy coś jest "cacy" czy "be".
Jest jeszcze jedno doświadczenie: nawet w skrajnie upitym i brudnym pijaku można dostrzec jego prawdziwą, ukrytą i piękną naturę. To był przełom w moim życiu - przestałam (no prawie) oceniać innych.

Ogrody myśli

W jednej z książek zetknęłam się z pojęciem "myśli pod myślą".
Zaciekawiło mnie to i spróbowałam dociec, jaka myśl kryje się pod tym co jawi się w mojej świadomości. Trwało to trochę nim pierwszy raz dałam radę uchwycić tą myśl. Byłam ogromnie zdziwiona, bo moja "myśl pod myślą" była całkiem sprzeczna do świadomej myśli.
W ten sposób uczyłam się docierać do zakopanych w podświadomości idei kierujących moimi głębokimi myślami.
Wyglądało to tak, jakbym przez wiele dni nie myła się i nagle chcąc wyglądać pięknie i atrakcyjnie - zlewam się pachnidłami oraz nakładam wszelkie kosmetyki upiększające. Można sobie łatwo wyobrazić efekt. Podobnie jest ze światem osobistych idei tkwiących w zapomnieniu. Dotarcie do nich jest ciekawym doświadczeniem dającym możliwości nieograniczonych zmian tu i teraz.
Myśli Miłości tworzą ogrody miłości.

Ogrody medytacji

Już w szkole średniej rozpoczęłam poszukiwania czegoś, co odpowiadałoby na moje pytania egzystencjalne. To było tak dawno, w czasach gdy księgarnie sprzedawały tylko podręczniki szkolne, lektury oraz przemówienia polityków o wyższości ucisku nad wolnością. Dotarcie do informacji na tematy duchowe było wtedy na prawdę cudem.
Nie bacząc na trudy udało mi się dotrzeć do prawdy, że w modlitwie mówię ja, w medytacji słucham odpowiedzi Boga. Czym jest medytacja? Z odpowiedzią na to pytanie czekałam prawie "pół wieku".
Co przeczytałam to próbowałam - jeszcze teraz wywołują we mnie uśmiech te praktyki. Dziwne pozycje ciała, oddechy - i nic. Zniechęcenie, przerwa. Ponowne próby. Najwięcej napracowałam się, kiedy rynek zalała fala książek różnej jakości na tematy duchowe.
Dopiero, gdy weszłam na drogę Reiki Do, zaczęłam uczyć się odróżniania jakości przekazów. W międzyczasie udało mi się zaznajomić z przekazami różnych wielkich religii i kulturą tych nacji. To pomogło mi wiele zrozumieć, zatrzymać swoje eksperymenty. Powoli doszłam do prostej prawdy: MEDYTACJA TO STAN UMYSŁU, nie udziwnienia, jakie wcześniej robiłam. W codziennych zajęciach, np. myjąc naczynia widzę: ich formę; czuję wibrację i biegunowość; jestem świadoma kruchości formy; obserwuję, jak wchodzi ta forma w relacje z innymi formami, moich rąk, wody i temu podobne. W tym momencie nie jest to ani praca, ani odpoczynek, przedmioty nie są ani dobre ani złe. Jest to stan BYCIA.
Taki stan bycia uważnym w danym doświadczeniu, to właśnie kontakt z Obecnością Jam Jest, to medytacja. Serdecznie zachęcam każdą duszę do doświadczenia stanu medytacji.

Jestem świadoma, że artykuł tylko dotknął prawd o dochodzeniu do istotnych postaw życiowych - i jest to efekt zamierzony. Tym artykułem chcę Ciebie wędrowcze zachęcić do wyruszenia na własne poszukiwania, do odwagi bycia sobą i do odnalezienia swojego Mistrza (a nie mistrzunia).

W miłości mego serca do Twego
Hania

piątek, 18 grudnia 2009

Idą święta ...


Obserwuję tysiące krzątających się ludzi - wielkie porządki, wielkie zakupy, wielkie zamieszanie...

Motorem tych działań jest TRADYCJA i to nie taka znowu stara. Ten model ma dopiero kilka wieków, a już poczynił duże spustoszenie w życiu duchowym ludzi.

Chcę podzielić się z Państwem perłą mej duszy, czyli jak pojmuję wiarę i religię.

Chcę też złożyć życzenia wszystkim śmiertelnikom odnalezienia osobistej wiary i religii i oświetlania tą perłą swej duszy wszystkich podejmowanych działań w życiu.

Religia i wiara - w moim pojmowaniu

Cywilizacja, nauka i zaawansowane religie muszą wyzwolić ludzkość od lęków zrodzonych z obaw przed zjawiskami naturalnymi. I tak samo coraz większe oświecenie powinno wyzwolić wykształconych śmiertelników od wszelkiej zależności od pośredników, w ich komunii z Bóstwem. Wyjątkowo niefortunnie stało się, że ci co zostali czcicielami boskiego i zmartwychwstałego Chrystusa, przeoczyli człowieka – mężnego i odważnego bohatera – Jeszuę ben Jozefa.

Tylko prawdziwa religia osobistego doświadczenia może działać pożytecznie i kreatywnie w obecnym kryzysie cywilizacji .
Ludzie religijni muszą działać w społeczeństwie, w gospodarce i w polityce, nie jako grupy, partie czy instytucje. Ludzie religijni nie są lepsi niż niereligijni w zadaniach przebudowy społecznej za wyjątkiem tego, że ich religia przydaje im spotęgowanej kosmicznej dalekowzroczności i wyposaża ich w tę wyższą wiedzę społeczną, która rodzi się ze szczerego pragnienia kochania Boga ponad wszystko oraz kochania każdego człowieka jako brata w niebiańskim królestwie.

Prawdziwa religia niesie wizję ludzkiego braterstwa i sprawia, że człowiek religijny staje się atrakcyjny społecznie.
Jest pełnym treści sposobem dynamicznego życia twarzą w twarz z powszednią rzeczywistością. Jeśli jednak religia ma stymulować indywidualny rozwój charakteru i pomagać w integracji osobowości, nie może być standaryzowaną. Jeśli ma stymulować ewolucję doświadczenia ludzkiego i pełnić rolę wartości pociągającej człowieka, nie może się poddawać stereotypom.

Jeśli religia ma pomagać w osiąganiu najwyższych lojalności, nie może być sformalizowana.

Religia jest autentyczna i wartościowa wtedy, kiedy pomaga jednostce przejść to doświadczenie, w którym zasadniczo panuje prawda, piękno i dobroć, gdyż jest to prawdziwa duchowa koncepcja najwyższej rzeczywistości. A dzięki miłości i czczeniu religia nabiera znaczenia jako braterstwo z człowiekiem i synostwo z Bogiem. Raczej to, w co ktoś wierzy, niż to co ktoś wie, determinuje zasady postępowania i dominuje w działaniu człowieka... a przecież najważniejsze jest osobiste doświadczenie i wiary i wiedzy.

W obecnych, psychologicznie niespokojnych czasach, pośród przewrotów ekonomicznych, krzyżujących się prądów moralnych oraz burzliwych fal socjologicznych powstałych z cyklicznych przemian epoki naukowej – tysiące mężczyzn i kobiet uległo zwyczajnej dezorientacji; ludzie są niespokojni, nerwowi, pełni lęku, niepełni i niestabilni; potrzebujących jak nigdy dotąd w historii świata, pocieszenia i stabilizacji jaką daje solidna religia.
W obliczu osiągnięć naukowych i mechanicznego rozwoju bez precedensu, wciąż trwa stagnacja duchowa i chaos filozoficzny.
Nie ma niebezpieczeństwa, kiedy religia staje się coraz bardziej sprawą prywatną – doświadczeniem osobistym – pod warunkiem, że nie utraci ona swojej motywacji dla bezinteresownej i oddanej służby
całemu stworzeniu.
Wielkie duchowe niebezpieczeństwo, jakie zagraża człowiekowi, polega na jego niekompletnym, kłopotliwym położeniu nieukończonego wzrostu, na odwróceniu się od ewolucyjnych religii strachu bez natychmiastowego zrozumienia objawionej religii miłości.

Chociaż religia jest czysto osobistym, duchowym, doświadczeniem – wymaga ona dostosowania swojego „ja” do innych „ja”, a to już dotyczy społecznego aspektu czy grupowego aspektu życia religijnego.
W pierwszym rzędzie jest dostosowaniem wewnętrznym czy osobistym. Człowiek jest istotą towarzyską i ten fakt siłą rzeczy powoduje powstawanie grup religijnych. Pamiętajcie zawsze, że prawdziwa religia jest znajomością Boga jako Ojca i człowieka jako brata. Nie jest ona niewolącym wierzeniem w groźbę kary czy w magiczne obietnice mitycznych nagród w przyszłości.
Religia Jezusa jest najbardziej dynamicznym czynnikiem jaki kiedykolwiek ożywiał gatunek ludzki.

Jezus zburzył tradycję, zniszczył dogmaty i powołał ludzkość do realizacji jej największych ideałów w czasie i wieczności – aby być doskonałym, nawet jak Ojciec w niebie jest doskonały. Jezus usiłował przywrócić godność gdy głosił, że wszyscy ludzie są dziećmi Boga.

Doświadczenie religijne niezawodnie rodzi „owoce ducha” w życiu codziennym śmiertelnika prowadzonego przez ducha. Ludzi religijnych powinny łączyć raczej cele wspólne, niż doktryny. Niech określenie „wiara” odnosi się raczej do indywidualnej relacji do Boga, niż do formułowania doktryn określających to, co pewna grupa śmiertelników może się zgodzić jako na wspólną postawę religijną.
Masz wiarę? Miejże ją dla siebie. Człowiek prymitywny niezbyt dbał o nazywanie słowami swoich przekonań religijnych. Jego religia była raczej wytańczona niż wymyślona.

Człowiek współczesny wymyślił wiele doktryn i stworzył wiele analiz wiary religijnej. W przyszłości ludzie religijni muszą żyć swoją religią, poświęcać się szczerej służbie na rzecz braterstwa ludzkości i wszystkiego co żyje.

Najwyższy już czas aby człowiek posiadał doświadczenie religijne tak osobiste i tak wysubtelnione, aby mogło być ono realizowane i wyrażane tylko przez doznania zbyt głębokie dla wyrażania słowami.

Jezus nie wymagał od swych wyznawców, aby okresowo się zbierali i recytowali słowne formuły określające ich wspólne wierzenia, zarządził jedynie, że powinni się zbierać, aby faktycznie coś robić – wziąć udział we wspólnej wieczerzy, na pamiątkę jego obdarzającego życia.

Uwarunkowania ekonomiczne wiążą człowieka z rzeczywistością, a osobiste doświadczenie religijne stawia tego samego człowieka twarzą w twarz z wiecznymi rzeczywistościami, wciąż poszerzającego się i rozwijającego się obywatelstwa kosmicznego.

Na podstawie przekazów Melchidezeka

I tak to jest kochani, że prawdziwa religia i wiara nie jest związana z doktrynerstwem jakiegokolwiek kościoła współczesnego. Nie jest też mierzona ilością modlitw czy pielgrzymek ani ilością wyznawców.
Ta uwaga jest dla tych, którzy chcieliby przekonywać o wyższości tej czy innej organizacji religijnej. To co jest prawdziwe i wartościowe w religii, ty Ty sam i twoja wiara płynąca z serca a nie z "ambony".
A tradycja... no cóż, Jeszua obalił tradycje a ludzie za namową instytucji religijnych szybko powołali nowe... i jeszcze spierają się o wartość tych bezużytecznych tradycji.
Idą święta... pomyślmy o tym wszystkim zamiast bezmyślnie wycinać drzewa... mordować karpie... i wiele innych zbędnych czynności wykonywanych w imię tradycji.

Hania



wtorek, 8 grudnia 2009

Życie Czyli kto kogo doświadcza, ja życie czy życie mnie?


Życie
Czyli kto kogo doświadcza, ja życie czy życie mnie?

Wnętrze człowieka obejmuje zarówno światło jak i cień. Te biegunowo różne energie spotykają się w człowieku tworząc jego niepowtarzalność. Tak zorganizowany nasz ziemski świat. Tak to działa, że im większe światło tym większy cień.

O tej zależności mówią wszystkie stare kultury, znanym jest chiński znak yng i yang ukazujący idealną harmonię między skrajnie odmiennymi energiami. W naszej kulturze mówimy o aniołach światła i mroku lub o energii chrystusowej i szatańskiej. Są to tylko nazwy określające dwa odmienne stany tworzące ziemskie doświadczenia.

Jakby nie analizować, do cienia będzie należeć to, co sam uznałeś za cień. Tak samo światło będzie tym, co nazywasz światłem. 
Tak więc obok pierwiastka chrystusowego – światło – twoje wnętrze zamieszkuje osobisty, archetypowy antychryst – cień.
Do metamorfozy może dojść jedynie wtedy, gdy te biegunowo różne energie spotykają się.

Transformacja jest połączeniem tych dwóch elementów i reakcja nie zajdzie jeśli użyje się tylko jednej składowej. Dopiero uznając w sobie zarówno światło jak i cień, zyskujesz zdolność przeistaczania. By zaakceptować swe życie, musisz zrozumieć, że ty sam za pomocą własnych wyborów jesteś jego twórcą.
Życiowe zadanie polega na dokonywaniu takich wyborów, które umożliwiają ci rozwój i uleczenie. Kiedy to zrozumiesz będziesz gotów zmierzyć się ze swoją ciemnością, a to zapoczątkuje ewolucyjną metamorfozę, podobną do tej jaką w swym kokonie przechodzi gąsienica.

Proces ten ma przechodzić zarówno na poziomie umysłu, emocji i ducha. Warto też zapamiętać, że umysł rządzi ego i z tego powodu proces nie powinien być sterowany przez niego. Najlepiej z pozycji ducha obserwować cały proces, jaki toczy się w twoim wnętrzu. Twoim zadaniem jest uleczyć siebie zarówno na poziomie fizycznym jak i mentalnym i emocjonalnym. Stare powiedzenie mówi : w zdrowym ciele, zdrowy duch.

Wszystko, co możesz zrobić jako jednostka, to wziąć pełną odpowiedzialność za siebie i życie jakiego doświadczasz, działać uczciwie i zdecydowanie dążyć do własnego indywidualnego uleczenia. Jest to jedna z największych przysług jakie możesz oddać całej planecie.

Dziel się swoim światłem z innymi i zaniechaj nakłaniania całej ludzkości i każdego człowieka do zmagania się ze swą mroczną naturą. Takie nakłanianie odciągnie cię jedynie od leczenia samego siebie a inni sami, we właściwym im czasie i tak odnajdą tą drogę.
Gdy skupisz się na odmienianiu innych ludzi, nigdy nie będziesz mógł prawdziwie odmienić siebie. Transformacja ma zawsze początek w tobie, a potem możesz rozpromieniać ja na zewnątrz.
Zmień siebie, a cały świat odpowie ci tym samym.

Za każdym razem, gdy wypierasz się swej rzeczywistości ogłaszasz światu : to nie ja, to oni! Mówiąc tak wypierasz się samego siebie. Jeśli raz stawisz czoło ciemnej stronie, to tak rozpoczęty proces dalej potoczy się lawinowo. Nie unikaj go. Jedyne co pozostaje ci do zrobienia, to żyć trwającą chwilą. Nie uciekaj od mrocznych wspomnień przeszłości. Zmierz się z nimi tu i teraz. Z całą odwagą skonfrontuj się z nimi, transformuj , zaprzestań uników i uporu.
Poddaj się życiu. Wszystko, co ci się przydarza jest twoim dziełem. W każdym doświadczeniu, nawet najbardziej mrocznym, jest ukryta jakaś wartość – znajdź ją i wykorzystaj do własnego rozwoju.
Przybyłeś na Ziemię jako mistrz. Przypomnij sobie własne mistrzostwo i użyj go do umiejętnego wykorzystania mądrości w tym mamiącym, iluzorycznym świecie trzeciej gęstości.

Największe ziemskie wezwanie wiąże się z pokonywaniem czynników rozpraszających uwagę w chaosie i zamieszaniu, które generujemy jako ludzie.
Zaprzestań skupiać uwagę na tym co robią i jak żyją inni – zaprzestań oceniać zewnętrzne warunki. Tak zaprzestaniesz rozpraszać się i możesz całą energię skupić na wnętrzu. A tam ... spotkasz mistrza, którym jesteś.
To nie jest temat do intelektualnych dyskusji – to jest fakt, że w swym Duchu jesteś mistrzem. Gdy pokonasz dualizm i sprawdzisz kim nie jesteś, poznasz tą niezaprzeczalną i cudowną prawdę.

Mogę tylko dodać ze swego doświadczenia, że odnajdując wewnętrznego mistrza nie straszne są wszelkie pandemie od realnej jaką jest depresja do urojonej jaką jest świńska grypa.

Pozdrawiam w Miłości.
Hania