Od najmłodszych lat byłam "tresowana" przez społeczeństwo, podobnie jak większość ludzi. Jednym z wielu wątków tej tresury był tzw. "rachunek sumienia" i nie ważne czy była to wersja religijna czy świecka, w jednej i drugiej chodzi o to samo.
Szkodliwość polegała na tym, że "trenerzy" sami nie wiedzieli czym w swej istocie jest sumienie i stosowali ujednoliconą doktrynę pamiętania i wyliczania "grzechów", złych uczynków czy zwykłych błędów ... tylko to było ważne. I tak kodowaliśmy się od najmłodszych lat wszechobecną zaniżoną samoocenę, postawę nieudacznika, który w nocy i po północy wyliczy własne ułomności oraz nie może przypomnieć sobie niczego innego.
Podobno miało to kiedyś dać pozytywne rezultaty..... czekałam wiele lat i zauważyłam, że nic dobrego nie wynika z takiego bicia się w piersi. Przecież nawyk krytykowania siebie i innych jaki nabyliśmy nie jest niczym dobrym.
Tak więc z "dobrego serca moralistów" zostaliśmy wpędzeni w kanał na prawdę trudnych energii.
Dopiero kiedy przekraczałam bramy śmierci zrozumiałam cały ciężar tej przewrotnej moralności. Przy każdej bramie pytano mnie jaką radość wyniosłam z moich doświadczeń życiowych ... przyznam się, że bardzo trudno było coś takiego odszukać po wcześniejszej tresurze.
Tak, nawet nie zdawałam sobie sprawy jak trudno wyciągnąć ze swego wnętrza te okruchy własnej wspaniałości, gdy wszystko zasypane jest poczuciem winy i licznymi błędami z których ono wyrosło ... obiecane dobro odbijało mi się czkawką.
Byłam całkiem bezradna widząc jak dałam się przekonać do bzdur, które zaśmieciły me życie. W momencie ostatecznym dosłownie żaden z mych błędów czy grzechów nie miał znaczenia .... wszechświat już dawno mi to wybaczył. Tylko ja ciągle pamiętałam i niosłam na swych plecach ten zbędny, szkodliwy i całkiem niepotrzebny bagaż, którym odcięłam się od przeżywania radości. To tak jakbym nie żyła... . Najgorsze to była uzyskana świadomość, że nawet tego latami nie widziałam, bo tak zrosłam się z dogmatami wpojonymi w trakcie tresury.
Od tego czasu praktykuję nowy "rachunek sumienia". Początek był trochę kłopotliwy jednak z czasem oczyściłam elementy tresury i przełamałam stare nawyki.
Prastara rada wszelkich mistrzów mówi " chcesz zmienić swe życie - zmień siebie" I to jest dobra rada a ja proponuję sprawdzić jej działanie w swoim życiu.
Prawie wszyscy znamy stary "rachunek sumienia" gdzie trzeba wyliczyć wszelkie złe czyny czy też grzechy. Więc nawykowo skupiamy się na własnych błędach ... i te zapadają w naszą podświadomość, kodując się w pamięci komórkowej jako nasza wola.
Zwróćcie uwagę jak pięknie powtarzają się w naszym życiu te same "grzechy".
Proponuję zacząć praktykować nowy rachunek sumienia.
Codziennie wieczorem, przed zaśnięciem trzeba sobie przypomnieć w ilu sytuacjach doświadczyłam życzliwości, radości, piękna, zachwytu, nawet jeśli byłyby to na początku tylko okruchy. Jednak systematycznie skupiając uwagę na tych jakościach, ze zdziwieniem sprawdzimy jak ich przejawy nasilają się z dnia na dzień.
W ten prosty sposób możemy wyrwać się z pesymizmu i krytykanctwa, które nam nie służą. Możemy nareszcie doświadczać radości życia, bez względu na okoliczności. Na koniec stając u bram życia i śmierci uniknąć zakłopotania jakiego doświadczyłam.
Kochani, bądźcie szczęśliwi.
Hania
Witam Haniu
OdpowiedzUsuńMiło ponownie czytać twoje ciepłe i uczące artykuły.
Nowy rachunek sumienia jaki przedstawiasz jest słusznie sformułowany.Wdzięczność dziękowanie za każdy szczegół , otaczanie obfitością jaka nas otacza jest ogromem budowania w sobie miłości, piękna .Skupianie uwagi na rzeczach , które dostarczają harmonii
życzliwości wszelakiej serdeczności mimo tych
trudnych czasami chwil.
Prośba do Stwórcy o pokazanie miłości we wszystkim co jest i otwarcie serca na przyjęcie tej energii. Zaczynamy widzieć prawdę. Otuleni nią, zmieniamy siebie i otaczający nas Świat.
pozdrawiam w Świetle i Miłości Jaro.
Piękne dzięki za komentarz. Tak, długo trwał mój powrót jednak zmiana jaką przeszłam była tego warta. No i jest trochę świeżych wglądów do podzielenia się ze światem :).
OdpowiedzUsuńBądź szczęśliwy Jaro.
Hania
Jeszcze jedna sprawa z którą pragnę się podzielić.
OdpowiedzUsuńJest to osobowość Bruno Groeninga.
Bardzo wzniosła postać lat powojennych , dająca świadectwo przeogromnej mocy obdarowanej przez Stwórce .
Wspaniale uczy jak czerpać z tego wspaniałego prądu Bożego,uzdrawiać siebie ze wszelkich dolegliwości.
Polecam
link:http://www.bruno-groening.org/polska/default.htm
Pozdrawiam w Świetle i Miłości.
Jaro