wtorek, 9 października 2012

I tak to jest









W tym artykule opowiem o pewnym przełomie, który ma wiele wspólnego z obecnym teraz.
Pod koniec ubiegłego wieku w mim życiu następowały gwałtowne zmiany i nawet wtedy mówiłam , że świat mój się wali... ha ha ha nawet nie wiedziałam, że to dopiero początek. Życie mnie przygniatało, więc zaczęłam szukać rozwiązań. Nie było to proste, bo wiedza na temat duchowości była jeszcze prawie niedostępna, jednak jakimiś kanałami koleżanka znalazła mistrza Rei Ki i zdecydowałam się na inicjacje.
Po pierwszym stopniu byłyśmy zachwycone nowymi możliwościami i bardzo często robiłyśmy sobie na wzajem zabiegi. Do mego życia wkroczyła magia.
Na początku pojawiły się przepiękne Istoty o skrzydłach jak u motyli, bajecznie kolorowe. Mnie prowadziły zielona i niebieska... Zaczęła się moja nauka, którą dzieliłam się z koleżanką. Świat, który mi pokazały był tak fantastycznie piękny, że z trudem wracałam do swojej rzeczywistości. Po prostu bajka nieco podobna do przedstawionej w filmie Awatar.
Tuż przed inicjacją drugiego stopnia, Ula robiła mi zabieg. Położyłam się wygodnie, zamknęłam oczy i od razu pojawiły się obie Istoty, roześmiane zachęciły mnie do podróży.
W miarę jak pędziliśmy z niebywałą prędkością znikały miejsce, w którym byłam... cała Ziemia zamieniła się w piękną błękitną kulę... mijaliśmy gwiazdy.... miałam wrażenie, że cała podróż odbywa się jak jazda windą. Po jakimś czasie z ciemni kosmosu wyłoniła się inna planeta. Nawet nie zdążyłam dokładnie jej się przyjrzeć bo nagle wylądowaliśmy przed dziwnym i ciekawym obiektem. Było to coś na wzór wielkiego budynku o kulistych kształtach i całkowicie zrobiony jakby z przezroczystego diamentu. Miałam wrażenie, że świeci i przekonanie, że jest przezroczysty choć z zewnątrz nie było widać co jest w środku.
                                         Krętą ścieżką Istoty poprowadziły mnie w stronę budynku. Bardzo wysokie drzwi same się otworzyły i weszliśmy do środka.


Było to dziwne i ogromne pomieszczenie całkowicie zalane światłem, choć nie zobaczyłam źródła tego światła. Na środku tej sali było coś na podobieństwo łóżka operacyjnego... trudno to opisać znanymi słowami. Moi opiekunowie poprosili, bym się położyła na tym łożu. Gdy już leżałam, zobaczyłam że u góry, pod sufitem jest coś na wzór oszklonej antresoli całkowicie wypełnionej różnej maści i kształtu Istotami. Czasem można zobaczyć coś takiego na ziemi, gdy studenci medycyny obserwują operację...trochę poczułam się nieswojo, zrodziła się wątpliwość jednak sprawy potoczyły się szybko.
Do sali wszedł dość niski i szczupły człowieczek o wyglądzie szalonego naukowca... był ubrany w marynarkę, koszulkę sportową i zwykle spodnie. Przykuły mą uwagę jego włosy dość jasne kręcone, z regularną łysiną na ciemieniu... często drapał się po tym miejscu. Dość szybko chodził wkoło stołu na którym leżałam a moi przewodnicy coś mu tłumaczyli. Rozmawiali bardzo śpiewnym językiem, którego nigdy nie słyszałam.
Po chwili usłyszałam, jak ten profesorek mówi: tak schrzanionego człowieka jeszcze nie miałem.
To mnie poruszyło, chciałam coś wyjaśnić... zaprotestować, jednak uciszył mnie wzrokiem.

Właściwie to mnie nie uciszył tylko spojrzał na sam środek kopuły, skąd zaczęła spływać... no właśnie, nie mam słów, więc opiszę jak to skojarzyłam. Było to pasmo jakby tęczy z dodatkowymi kolorami... razem naliczyłam tych kolorów trzynaście. Płynęły miękko, w regularnych odstępach  skręcając się jak sploty sznura.
Gdy obserwowałam to zjawisko, usłyszałam wyraz DNA (wtedy niewiele wiedziałam co to jest) i zrozumiałam, że teraz będę już kompletnym człowiekiem... następnie wszystko zniknęło i prawie natychmiast znalazłam się w moim ciele. Jeszcze moi eteryczni przyjaciele uściskali mnie, następnie oddali głęboki ukłon i nim zdążyłam się im ukłonić zniknęli...
Otwarłam oczy i ze zdumieniem stwierdziłam, że jest już ciemno... spytałam jak długo trwał zabieg. Byłam przekonana, że na maksa pół godziny... Okazało się, że minęło prawie pięć godzin !!!
Po tej podróży moi eteryczni przyjaciele już się nie pojawili... było mi smutno bez ich towarzystwa. Nawet namalowałam ich postacie w nadziei, że się pojawią... niestety te Istoty już się nie pojawiły.
Zrobiłam drugi stopień Rei Ki... następnie mój mistrz stwierdził, ze tylko po znakach dodatkowych mogę otrzymać pierwszy znak mistrzowski, poddałam się presji... i tu nastąpił zwrot na mojej drodze. Nastąpiła dłuższa przerwa, bo aż trzy letnia... ale to już temat na kolejny artykuł.


Pozdrawiam Świetliście i Radośnie
Hania

3 komentarze:

  1. Bardzo interesujące przeżycia Haniu :) Ciekawa jestem dalszej części Twoich doznań.

    Pozdrawiam w Miłości. Mira

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam słonecznie.
    Przeżycie, jak przeżycie, ha ha ha, tak na prawdę to samo życie pokazuje mi nieustannie swoją doskonałość... a ja nie zawsze potrafię o tym pisać.
    Teraz mam już wewnętrzną zgodę na pisanie o tych chwilach, więc pewnie niedługo będzie kolejny artykuł.
    Dziękuję Ci za zainteresowanie i mam nadzieję, że we własnym życiu zaczniesz widzieć te wszystkie małe cuda...
    Bądź Miłością i Szczęściem najpierw dla siebie a następnie dziel się tym z innymi :)
    Hania

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie to szczęście, że stanęłaś na mojej drodze. Sama wiesz dlaczego, dzięki.
    Życzę Ci wiele miłości :-)

    OdpowiedzUsuń